Wiecie, jak to jest, kiedy coś pisze się samo i to niekoniecznie w sposób, jakiego oczekiwaliście? Tak właśnie było z tym rozdziałem. Jego założenie całkiem się zmieniło w trakcie pisania i wyszło z tego coś , co mnie zaskoczyło. I trochę rozwaliło mi część fabuły, ale kto wie, może otworzyło nowe drogi?
III. Zabawy umysłem
Wyjechali
z karczmy o tej dziwnej, wilczej godzinie, kiedy cały świat zdaje się zamierać
w ciszy, a wschodnia część nieba zaczyna dopiero zmieniać barwę z nocnego
granatu w przytłumioną szarość. Między braćmi panowało uporczywe milczenie,
spowodowane dziwnym nastrojem Lokiego. Nieobecny bardziej niż zwykle, spoglądał
czasem zupełnie odruchowo na swoje dłonie, a w jego oczach można było dostrzec
ślad głęboko skrywanego przerażenia. Thor widział jedynie, że brat jest nie w
humorze, a w takich wypadkach wszelkie próby nawiązania rozmowy na nic się
zdawały. Jednostajny tupot końskich kopyt jako jedyny słyszalny dźwięk irytował
go jednak, więc mimo wszystko postanowił odezwać się.
- Co właściwie mu zrobiłeś? –
zapytał, szczerze zaciekawiony. – Wlepiałeś w niego oczy i szeptałeś coś, ale
zbyt cicho, żebym mógł usłyszeć.
Na pierwsze słowa, wpatrzony
uporczywie w horyzont Loki drgnął, jakby wyrwany z zamyślenia, lecz po chwili
jego spojrzenie znów nabrało tego niezrozumiałego wyrazu. Przeciągająca się
cisza utwierdziła boga gromów w przekonaniu, że nie doczeka się odpowiedzi,
jednak w końcu dał się słyszeć aksamitny głos.
- To coś w rodzaju hipnozy, tylko
dużo… głębsze. – Kłamca roześmiał się cicho i cynicznie.
- Może nieźle namieszać w głowie.
Nasz karczmarz poczuje wkrótce niesamowite wyrzuty sumienia i pragnienie
odpowiedzenia za swoje czyny. Dobrowolnie zgłosi się do władz i oczywiście, nie
będzie pamiętał żadnych szczególnych wydarzeń, związanych z zacnymi panami,
jacy odwiedzili go wczoraj wieczorem.
- Nieźle. – Thor zastanowił się
chwilę. – Próbowałeś tego kiedyś, no wiesz… na kobietach?
Wzrok Lokiego, który odwrócił się
gwałtownie w stronę brata, pałał taką wściekłością, że Gromowładny zamilkł
natychmiast. Po chwili wzruszył ramionami, jakby podkreślając błahość tego
pytania. Trickster był chłodny i wyrachowany, ale czasem niespodziewanie można
go było urazić zupełnie niewinną uwagą.
Loki
próbował uspokoić się, oddychając głęboko. Cholera, oczywiście, że używał
magii, aby uwodzić kobiety, przynajmniej kiedyś. Jaki chłopak mógłby się przed
tym powstrzymać? Zawsze czuł jednak do tego niechęć, a kiedy zdarzyło mu się
naprawdę zadurzyć w jakiejś dziewczynie, wydawało mu się to… żałosne. Tak,
jakby nie był wart, by zdobyć ją bez uciekania się do tanich magicznych sztuczek.
Nie, zdecydowanie wolał zostać odrzuconym, niż poniżać się w ten sposób. Poza
tym takie zabawy umysłem nie na każdego działały w równym stopniu. Im
silniejsza wola osoby, tym trudniej było nią pokierować. Bóg kłamstwa wzdrygnął
się lekko. Cholerny Thor, musiał akurat teraz skierować jego myśli na taki
temat. Rozmyślania o kobietach, o tym graniczącym z obrzydzeniem lęku, jaki
budził, były teraz zupełnie nie na miejscu. Nie po tym, co się dziś stało.
Znowu spuścił wzrok w dół, na własne dłonie splecione na łęku siodła. Wpatrywał
się w nie usilnie i starał się nie myśleć o strachu i bólu, jaki obudziły w nim
niedawne wydarzenia.
Już
niemal świtało, gdy zachowanie Lokiego stało się jeszcze bardziej osobliwe. Co
rusz spinał konia, przyspieszając tempo i kategorycznie odmówił kierowania się
bezdrożami na południe, jak wcześniej planowali. Zamiast tego zmierzał na
główny trakt, wiodący ku północnemu zachodowi.
- Powiesz mi, co się dzieje, czy
zamierzasz dalej odgrywać te tajemnicze idiotyzmy? „Coś wyczuwam, bracie! Nie
powinniśmy tam iść!” – przedrzeźniał Thor, mocno już zirytowany. – Gdybyś jasno
i wyraźnie określał, o co ci chodzi, oszczędzilibyśmy sobie wielu kłopotów.
Loki westchnął zniecierpliwiony,
ale tym razem musiał przyznać bratu rację.
- Wyczuwam… - zaczął niepewnie.
Spojrzał w oczy Gromowładnego i obaj wybuchnęli śmiechem. – Jak sobie chcesz,
ale ja naprawdę coś wyczuwam! – Usprawiedliwił się Loki rozbawiony. W duchu
zgodził się, że takie emanujące mistycyzmem wypowiedzi czasem naprawdę mogły
brzmieć komicznie.
- Dobra – Jasnowłosy mężczyzna w
końcu spoważniał, choć wdzięczny był za chwilę śmiechu, który rozładował
napięcie. W gruncie rzeczy szanował zdolność Lokiego do odbierania wrażeń. – To
co takiego wyczuwasz?
- Moc. – odparł Kłamca. –
Niesamowitą magiczną siłę, emanującą w taki sposób, że mogę prawie słyszeć jej
wibracje. Jest silna, jedna z najsilniejszych, z jakimi się spotkałem.
- Czy myślisz, że to może być
ten, którego szukamy? – Thor gwałtownie zatrzymał wierzchowca. – Wobec tego
może nie powinniśmy tam jechać. Mieliśmy tylko…
- Nie, to nie on, jestem tego
pewien. Nie pozwoliłby nam się zbliżyć na taką odległość, poza tym ta moc jest…
- zastanowił się, jakby nie chciał powiedzieć za dużo. - …inna. – dokończył z
wahaniem. – Musimy tam jechać, chcę… coś sprawdzić.
Bóg piorunów zmrużył oczy, usilnie
rozważając sytuację. W końcu uległ.
- Zrobimy po twojemu. –
powiedział stanowczo. – Jeśli uważasz, że warto to zbadać, ufam twojemu osądowi.
Poza tym mieliśmy rejestrować niecodzienne wydarzenia.
To mówiąc ruszył za bratem, który
z rzadko spotykanym u niego rozgorączkowaniem podążał północnym traktem.
Wstawał
świt, kiedy dotarli do sporej osady, usytuowanej w pobliżu rzeki. Pierwsze
domy, rozrzucone w znacznych odległościach od siebie, stopniowo zmieniały się w
częściej występujące zagrody, a w końcu, w centralnej części, bardziej zwarte
ze sobą domki, gdzie pewnie ludzie zajmowali się bardziej rzemiosłem niż uprawą
pól. Wioska z upływem czasu powoli zmieniała się w niewielkie miasteczko.
Okolica wyglądała na opustoszałą, wszędzie panowała cisza, tylko od strony
niewielkiego rynku dobiegały jakieś głosy. Tam też skierowali kroki, zsiadając
z koni i przywiązując je przed większym budynkiem, wyglądającym na gospodę.
Wyglądało na to, że na głównym placu odbywa się jakieś zgrupowanie, więc
wierzchowce byłyby uciążliwe do prowadzenia w tłumie.
Loki
szedł niemal z zamkniętymi oczami, kierując się wibracjami tej niezwykłej mocy.
Nie powiedział na głos, co takiego się z nią wiązało, ale wiedział to, niemal
od początku, kiedy tylko dotarły do niego pierwsze symptomy. Ta moc była
tożsama z jego magią, jak gałęzie wyrastające z jednego pnia, a przy tym silna,
niezwykle silna, sprawiała, że kręciło mu się w głowie, teraz, kiedy był tak
blisko jej źródła.
Dotarli do rynku i już z daleka
zrozumieli, czemu ma służyć tak tłumne zgromadzenie. Na placu odbywała się
egzekucja. Imponujący stos wznosił się po środku tłumu. Na podwyższeniu obok
stało kilka osób. Znajdował się tam również drewniany krzyż, służący do
przywiązywania skazańca, któremu miano zadawać tortury i przerażająca kolekcja
narzędzi. Słyszeli żarliwą przemowę odzianego w sutannę człowieka, jednego z
tych maleńkich ludzi o wielkich ambicjach, jaki teraz właśnie napawał się swą
wszechmocą.
- Spójrzcie na tę, która
mieszkała tyle lat pomiędzy wami, na manowce sprowadzając, czary czyniąc! Ta
tutaj, czarcia dziwka, ladacznica diabelska, mężczyzn wiodąca na pokuszenie, a
na dzieci choroby sprowadzająca! Jakaż nikczemność zakorzeniła się w tej
osadzie, jeśli wiedźmie żyć pozwoliliście, by tyle lat zło wśród was czyniła,
grzech rozpleniała! Na szczęście teraz ja, duszpasterz wasz, przybyłem, by od
upadku was uchronić i czarownicę karze srogiej poddać!
Sens
słów kapłana zatracał się powoli w jego namiętnym rozwodzeniu się nad własnym
szlachetnym powołaniem i nad występnym żywotem wiedźmy. Loki nie słuchał, nie
patrzył nawet na żałosnego fanatyka. Uwagę jego przyciągała młoda kobieta,
będąca powodem całego zamieszania. Stała pośrodku, z rękami związanymi z tyłu i
zdawała się beznamiętnie przyjmować fakt, że zaraz czeka ją męka, a później
okrutna śmierć w płomieniach. To właśnie od niej płynęła moc, miała ją w sobie
i poza sobą, jak otulający kokon, cały czas poruszający się, dający niemal
widoczną poświatę wokół jej ciała. Tak, ich aury były niemal jednakowe i
łączyły się naturalnie, jakby wyciągały do siebie długie macki i oplatały
wzajemnie, niby pnącza bluszczu. Kobieta musiała również to odczuwać, bo
uniosła głowę i zaczęła szukać czegoś w tłumie, zdumiona i zainteresowana, aż
ich spojrzenia skrzyżowały się. Zobaczył intensywnie zielone oczy, takie same,
jak jego własne, jakby ta siła wypełniająca ich od wewnątrz nadawała barwę i
szmaragdowy blask tęczówkom…
Stojący
obok Thor skierował wzrok w tę samą stronę, w którą wpatrywał się jego brat.
- To ona? – zapytał. Loki
przełknął ślinę i pokiwał głową, nadal pogrążony w tym dziwnym transie.
- Nie można pozwolić, żeby
zginęła. – w głosie maga brzmiała taka stanowczość, że Gromowładny tylko
przytaknął.
- Jak ich powstrzymamy? –
Zapytał. Na twarzy Trickstera pojawił się dziwny uśmiech.
- Nijak – odparł cicho. – Ona to
zrobi.
* * *
Stała
tam, wystawiona na ich zachłanne spojrzenia, skoncentrowaną nienawiść,
sprawiającą, że twarze zwykłych ludzi zastygały w wyrazie, który upodabniał je
do potworów. Starała się ukryć całą swoją świadomość, zamknąć w głębi siebie
pod maską obojętności, aby przyjąć swój los z największą godnością, na jaką ją
tylko stać. Niemal roześmiała się do siebie. Czy teraz, w obliczu śmierci,
jedyne, co ją interesuje to zaspokojenie własnej próżności? Być może było to
bardziej żałosne niż łzy i błagania, ale nie mogła po prostu oddać im
całkowitej władzy nad sobą, nad swoją duszą. Próbowała się skupić na czymś
innym niż słowa kapłana, aby nie myśleć, nie uświadamiać sobie do końca grozy
sytuacji.
W pewnym momencie zaczęła
odbierać jakieś sygnały dochodzące z tłumu. Zdała sobie sprawę, że docierają
one do niej już od dłuższego czasu, wywołując zawroty głowy i ucisk w klatce
piersiowej, które wzięła po prostu za objawy strachu. Nie, to było coś innego,
jak pulsowanie mocy w magicznych kamieniach w głębi lasu, ale po stokroć
silniejsze i wyraźnie płynące od żywej istoty. Wyczuła w tym coś dziwnego, co
zaskoczyło ją i zainteresowało, zupełnie odrywając od rzeczywistości. Ta moc
była znajoma, jak zapach bliskiej osoby lub miejsca, wywołujący wspomnienia,
których nie potrafiła określić, ani umiejscowić. Rozejrzała się pośród tłumu, zaabsorbowana
zupełnie tymi wibracjami, chciała tylko dostrzec ich źródło, dowiedzieć się…
Tam! Zobaczyła ich w tłumie, dwóch mężczyzn, to jeden z nich był źródłem tego
wrażenia. Szczupły i wysoki wpatrywał się w nią intensywnie. Te oczy… Czy są ze
sobą spokrewnieni? To niemożliwe, matka mówiła jej wyraźnie, że linia jej
przodkini nigdy się nie rozgałęziła. Kim, wobec tego był? Jego blada twarz i smukła sylwetka nasuwały skojarzenia z elfem – pięknym, choć niebezpiecznym
duchem natury, ale towarzyszący mu, potężny niczym góra mężczyzna stanowczo nie
wyglądał na eterycznego mieszkańca lasu. No i ta aura, to przyciąganie i
poczucie, że właśnie znalazła się… w domu.
Snuła
tak intensywne rozważania, że własne, rozpaczliwe położenie straciło na
znaczeniu. Teraz jednak, mając przed sobą zagadkę dziwnego mężczyzny, zapragnęła
wydostać się jakoś, uwolnić. Czuła, że stoi u progu czegoś ważnego, nie mogła
utracić tego od tak, nie mogła teraz umierać! Gdy tylko sformułowała tę myśl,
ujrzała uśmiech na twarzy zielonookiego młodzieńca. Skinął do niej głową, jakby
w potwierdzeniu, a po chwili zaczęła doświadczać czegoś niesamowitego. To było
jakby… w jej głowie zamieszkała jakaś inna jaźń, ktoś do niej mówił, jednak nie
używając słów. Parę razy zdarzyło jej się odczytać ludzkie myśli i wrażenia. To
uczucie było bardzo podobne, lecz o wiele silniejsze i wyraźnie nie zależało od
jej woli. Mogła ubierać dobiegające ją myśli w słowa, zrozumieć. On do niej
mówił! W ten dziwny sposób porozumiewał się z nią w jej własnym umyśle.
- Moja droga, zamierzasz coś z tym zrobić, czy lubisz, kiedy wbijają ci
rozżarzone pręty w ciało? – Dotarła do niej pierwsza myśl. Kimkolwiek był
nieznajomy, nie należał do najsympatyczniejszych. Sądząc z ironicznego
wydźwięku tej „wypowiedzi” zamierzał jednak pomóc jej się z tego wykaraskać. „Ale
to już chyba nie ode mnie zależy” pomyślała zdenerwowana. Jeśli zamierzał ją
ratować, to niech po prostu zacznie, a nie popisuje się sztuczkami z telepatią.
Najwyraźniej usłyszał jej rozważania, bo znowu się odezwał.
- O, nie skarbie, nie zamierzam ci pomagać. Sama potrafisz. Nie po to
posiadasz taką moc, żeby stać jak słup i oczekiwać ratunku.
Zastanowiła się nad jego słowami.
Miała moc, to prawda, ale co mogła zdziałać przeciwko takiemu tłumowi. „Co mam
zrobić? Powiedz mi chociaż.” – tym razem świadomie przekazała pytanie.
- Nigdy nie używałaś hipnozy?. Spraw, żeby zapomnieli. Niech powód ich
przyjścia tutaj stanie się niejasny i odległy. Namieszaj im w tych kurzych
móżdżkach. Zacznij od przywódcy.
Świetnie, hipnoza. Co on sobie
wyobrażał, miała problem nawet z narzuceniem swojej woli starszej kobiecie,
która cierpiała na urojone dolegliwości. „Jest ich zbyt wielu” – zaoponowała.
- Mają jeden umysł, jeden cel. Tłum skupiony na wspólnej idei jest
głupi i łatwy w manipulacji. Skup się na tym, na ich połączonej woli. –
Wytłumaczył, choć przebrzmiewała w tym niecierpliwość. W gruncie rzeczy to, co
mówił było całkiem sensowne. Tłum, stado, plemię – takie wspólnoty posiadały
zjednoczoną jaźń, może nawet coś w rodzaju duszy. Skoncentrowała się na
przemawiającym księdzu. Tak, on przewodził, był elementem scalającym umysły.
„Traktuj ich jako jedność” – nakazała sobie gorączkowo. „Zapomnij, czemu tu
jesteś, nie wiesz, co mówisz, co robisz… Zapomnij!” – słowa kapłana na moment
zamarły, jakby nie potrafił skupić uwagi. Tłum zamrugał bezmyślnie jak stado
owiec. Podziałało, ale tylko na chwilę. Fanatyk podjął przerwany wątek, a
dziwne odrętwienie minęło. „Nie dam rady” – Pomyślała rozpaczliwie.
- Więc umrzesz! Może nie jesteś warta tak wiele, jak sądziłem.
Bezlitosne stwierdzenie wycisnęło
łzy z jej oczu, za moment jednak przejęła górę wściekłość. Jakim prawem w ogóle
wszedł do jej głowy, przesyłając wyłącznie złośliwości, a teraz jeszcze śmie
oceniać jej wartość?! Jak ci tutaj, którym wydaje się, że mogą ją osądzać,
odebrać lub darować życie. Nędzni wieśniacy i tchórze, zawsze „sprawiedliwi”,
wszyscy czujący się lepszymi od przeklętej wiedźmy! Nienawiść narastała w niej,
chcąc się uwolnić po tych wszystkich latach, gdy starała się być dobrym człowiekiem.
Teraz jest tylko złość, żal i pustka. Bezmyślna gawiedź, zjednoczona poprzez
własny strach i zahamowania. Tak, bali się jej od zawsze i teraz dopiero
zrozumiała, że ten strach nie był irracjonalny. Mężczyzna w zieleni miał rację,
może nad nimi zapanować, a nawet zrobić coś więcej…
Nabrała
głęboko powietrza, spokojna i skupiona. Sznur, który pętał jej ręce opadł na
ziemię, ale zamiast leżeć nieruchomo, zaczął wić się i skręcać, przeobrażając w
jadowitego węża. Ktoś w tłumie krzyknął, wśród ludzi rozległy się jęki
bezsilności. Nie mogli się ruszyć! Stali i obserwowali spektakl w poczuciu
całkowitej bezsilności.
- Przecież przybyliście tu, aby
patrzeć! – Usłyszała swój własny głos, czysty i zimny niczym kryształ. –
Podziwiajcie więc widowisko!
Wąż rzucił się na dwóch
strażników, bezskutecznie próbujących odpędzić go rozgrzanym prętem,
wyciągniętym z paleniska. Czarownica jednak zwróciła się w stronę fanatycznego
kleryka. Stał nadal pewny swej władzy i próbował recytować jakieś łacińskie
formułki. Egzorcyzmy. Wykrzywiła usta w paskudnym, kpiącym uśmiechu i podeszła
do niego tak blisko, że widziała kropelki potu, występujące mu na czoło.
- Zamilcz. – Szepnęła. Jego
zaklęcia natychmiast ucichły. Krzyknął z bólu, chwytając się za głowę, po czym
z jego nosa wypłynął strumień krwi i galaretowatej tkanki. Stał jeszcze, choć
był już martwy, jego mózg zamieniony w krwawą sieczkę wypływał przez nos, aż w
czaszce pozostały tylko nic nie rozumiejące oczy. Wtedy dopiero upadł jak
bezwładna kukła. Przelotnie zastanowiła się, jak długo zachowywał resztki
świadomości. Miała nadzieję, że dosyć długo.
Nienawiść i złość nie ustąpiły.
Zwróciła się w stronę zamarłego tłumu. Powiodła wzrokiem po ludziach, których
leczyła i roześmiała się niemal radośnie. Tak, większość z nich została przez
nią uchroniona od jakiejś dolegliwości. Co, gdyby tego nie zrobiła? Odda im z
nawiązką wszystko, co zabrała, każdą zarazę i chorobę, każdą cząstkę
cierpienia, jakiej dzięki niej uniknęli. Spojrzała ponad głowami ludzi na
stojącego z tyłu młodzieńca. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie i
fascynacja. „Jak wiele jestem teraz warta?” – pomyślała, pewna, że usłyszał
pytanie. Wzniosła ręce do nieba i zaintonowała dziwną pieśń bez słów. Ton, jaki
w niej przebrzmiewał, niósł ze sobą żałobę i ból.
Niebo nie zasnuło się chmurami,
ani nie zerwał się złowrogi wiatr. Żadna widoczna anomalia nie zakłóciła
piękności jasnego poranka, jednak natężenie bezcielesnej mocy budziło większą
grozę niż najczarniejsza noc. Na twarzach niektórych ludzi zaczęły pojawiać się
pęcherze i rozległe egzemy, inni dusili się własną krwią w uporczywym kaszlu
suchotników. Stare, dobrze zagojone blizny otwierały się w ropiejące, przeżarte
gangreną rany. Wszystkie schorzenia ujawniały się w ostatnim stadium, jakby od
czasu wyzdrowienia dojrzewały i pogłębiały się, aby uderzyć z dziesięciokrotną
siłą. Ci, którzy cierpieli na lekkie niedomagania serca osuwali się teraz na
ziemie w nagłym zawale; chorujący niegdyś na niestrawność, wymiotowali żółcią i
krwią z pękniętych wrzodów. Tylko nieliczni trzymali jeszcze na własnych
nogach, wpatrując się z przerażeniem w zemstę czarownicy. Ona sama stała na
drewnianym podwyższeniu, a jej twarz nie wyrażała niczego. Odezwała się tak
cicho, że tylko będący najbliżej mogli rozróżnić słowa.
- Żyliście na mojej łasce i z
mojej woli. – zabrzmiało to niemal smutno. – Teraz odbieram wam tylko to, co
zostało darowane.
* * *
Loki
patrzył oniemiały na rozgrywającą się przed nim masakrę. Jeśli miał wyrzuty
sumienia z powodu wydarzeń zeszłej nocy, to cóż miał powiedzieć teraz? Nie
sądził, że sprowokowana kobieta uwolni taką niszczącą siłę. Ta nienawiść… Była
tak podobna do tego, co sam czuł tak niedawno, że zastanawiał się, czy nie
skaził jej umysłu własnymi emocjami. Jaką odpowiedzialność miał wówczas wziąć
za to, co się tu działo?
Thor szarpnął go za ramię, jego
twarz poszarzała.
- Mówiłeś, że sobie poradzi, ale
nie, że w ten sposób! Zróbże coś! – krzyknął. Był wyraźnie wzburzony. – Zapanuj
nad nią!
- Jeszcze chwila, zaraz sama
skończy. – Odparł Kłamca szeptem, żeby brat nie słyszał drżenia w jego głosie.
– Taki wybuch mocy bardzo wyczerpuje.
Skinął głową w stronę
podwyższenia. Thor ujrzał jak czarownica zachwiała się i zbladła. Odwrócił się
do Lokiego, chcąc coś powiedzieć, ale ten ruszył w stronę środka placu.
Ledwo
stała na nogach, mroczki przed oczami i mdłości narastały. Traciła przytomność.
Dostrzegła, że zielonooki mężczyzna podchodzi do niej.
- Już dobrze, spokojnie… - Mówi
uspokajająco. Jego twarz jest tak blisko, a słowa docierają jak gdyby z oddali.
Cisza zaczyna dzwonić w uszach, a wzrok zasnuwa mgła. Osuwa się bezwładnie, ale
nie uderza o twarde deski, bo podtrzymują ją silne dłonie.
- Tak, śpij, musisz odpocząć,
wszystko będzie dobrze. – Hipnotyzujący głos, jest ostatnią rzeczą, jaką słyszy,
zanim zapada w omdlenie.
Bóg
kłamstwa rozejrzał się, trzymając w ramionach bezwładne ciało dziewczyny. Wokół
nich kilkadziesiąt osób konało w męczarniach. Wielu leżało już nieruchomo,
patrząc martwymi oczami w niebo. Wszechogarniający smród śmierci i choroby
wywoływał mdłości. „To chyba tyle, jeśli chodzi o nie wtrącanie się” –
pomyślał, jak zwykle sarkastycznie, choć zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.