poniedziałek, 3 lutego 2014

VII. Wykorzystanie mocy



Tak, jeszcze żyję. Tak samo, jak moje opowiadanie, pomysły i chęć pisania. Ta ostatnia dość długo była uśpiona, po prostu słowa nie słuchały mnie i nie wykazywały chęci grzecznego układania się w sensowne zdania. Na szczęście w końcu "to coś" odblokowało się w główce i mamy rozdział. Cytując Lokiego: "Ta-dam!"







VII. Wykorzystanie mocy


            Czy naprawdę ludzki umysł może pogodzić się z tyloma zmianami, z niesamowitością sytuacji, w której cały znany ci świat pozostawiasz w przeszłości i wkraczasz w coś, co zdaje się snem? Jesmin usiadła na szerokim łożu i rozmasowała skronie. Wbrew wszystkim cudownym rzeczom, jakie ją otaczały, dominującym uczuciem stała się chęć wybuchnięcia płaczem. Wróciła myślami do minionych wydarzeń, pięknej bajki, przeradzającej się w rzeczywistość. Uratowana przez książąt z odległego królestwa, wzięta pod opiekę, zawsze samotna, a teraz odnajdująca kogoś, kto rozumiał... Sama była zdziwiona, że tak łatwo uwierzyła, zaakceptowała ich boskie pochodzenie, niemal bezwolnie zgodziła się na kierowanie własnym losem. Nie chodziło o to, że powinna być sceptyczna, od zawsze żyła na pograniczu rzeczywistości, z iskrą mocy i wiedzą o istnieniu czegoś więcej. Wyczuwała ich, tak odmiennych od ludzi, emanujących czymś zupełnie obcym. A jednak Loki i ona... Jak ciężko było to uchwycić, opisać. Nie byli tacy sami, tylko magia, jaka ich wypełniała tworzyła jedność. To, co mówił o potędze jej daru... nie potrafiła do końca w to uwierzyć. Czuła się tak słaba, nic nie znacząca, mimo, że uzyskała niezbity i przerażający dowód na to, co potrafi.
A przecież zawsze była silna, pewna siebie, wytrwale dążąca do celu. Co się z nią działo? Powinna teraz, widząc przed sobą tyle nowych możliwości, zyskać energię do działania, chęć zdobycia wiedzy, jednak w ostatecznym rozrachunku zstąpiło na nią osobliwe znużenie i poczucie... krzywdy? Jakby coś jeszcze istniało na granicy tej wspaniałej baśni, coś ledwie uchwytnego, lecz nieprzyjemnego. Ujrzana w myślach Lokiego wina nie miała nic wspólnego z tą świadomością zagrożenia – była czymś strasznym, lecz budzącym zrozumienie, na swój sposób prostym. To, co istniało za fasadą...
Otrząsnęła się z uporczywych myśli, jakby w jej głowie opadła jakaś blokada. Doszła po chwili do wniosku, iż jest po prostu zmęczona i przestraszona – każdy na jej miejscu czułby się podobnie. Postanowiła skupić się na bliższych rzeczach. Matka książąt, Frigg… wprost trudno było uwierzyć w istnienie tak zachwycającej kobiety. Spełniła rozkaz męża, biorąc Jesmin pod swoje skrzydła i natychmiast wyprowadzając ją z sali tronowej do bardziej prywatnych apartamentów. Zachowywała się otwarcie, opiekuńczo i skrępowana dziewczyna po jakimś czasie rozluźniła się. Spodziewała się przesłuchań, dociekań, lecz królowa zadała jedynie kilka nie nachalnych pytań o okoliczności spotkania z jej synami. Po niedługim czasie przybył służący z informacją, iż Midgardka staje się odtąd gościem z rozkazu Wszechojca.
            Rozglądała się teraz po komnacie, do której ją zaprowadzono i z ulgą przyjmowała fakt, że tego miejsca nie urządzono z przepychem właściwym dla oficjalnych części pałacu. Dyskretne zdobienia, śnieżnobiała pościel i miękkie dywany wyglądały przytulnie i budziły pragnienie zatopienia się w głęboki sen, jednak czas po temu zdecydowanie nie był odpowiedni. Rozległo się ciche pukanie, a na spłoszone „proszę” w drzwiach pojawiły się trzy młode dziewczęta w jednakowych skromnych szatach.
- Panienko, przychodzimy z polecenia Królowej. Uznała, że po długiej podróży, będzie panienka potrzebowała pomocy w kąpieli oraz odpowiedniejszego odzienia. – Skinęła ręką na czwartą służącą, która pojawiła się  z całym stosem rozmaitych części garderoby.
- Tak, dziękuję. – Jesmin uśmiechnęła się niepewnie. Nie była przyzwyczajona do służby, obecnej przy osobistych zabiegach, lecz sama przed sobą przyznała, że gorąca kąpiel w jej stanie psychicznym może podziałać zbawiennie. A odpowiedni ubiór… wizytowa suknia, tak stosowna na Ziemi, rzeczywiście wyróżniała ją wśród asgardzkich kobiet. Wstała i podążyła za dziewczętami do pomieszczenia sąsiadującego z sypialnią.

* * *

Aeldred, zaskoczony i wzburzony podążał szybko zamkowym korytarzem. W dłoni trzymał zmięty pergamin, którego treść wywołała w nim duże emocje. Zazwyczaj jednego z największych magów Dziewięciu Światów cechowała powściągliwość, mająca swe podwaliny w Alfheimskim pochodzeniu, teraz jednak na pięknej, niemal nierzeczywistej twarzy wystąpiły rumieńce ekscytacji. Bez pukania rozwarł drzwi gabinetu i wpadł do środka przy furkocie delikatnej tkaniny rozpiętej szaty. Pierwszy raz od dawna pozwolił sobie na takie niedbalstwo w kwestii ubioru, by paradować w samej niemal koszuli i bez ceremonialnych ozdób znamionujących przynależność do Rady Magów. Zastawszy swojego ucznia ze spokojnym, drwiącym uśmieszkiem dziesięciolatka, rozradowanego wywołaną reakcją, przywołał maskę względnego spokoju i pełnym godności ruchem przygładził jasne, niemal białe włosy.
- Czy to prawda? – Zapytał i Loki mógł przysiąc, że nauczyciel naprawdę gdzieś w głębi serca żywił podejrzenie, iż cała sprawa okaże się głupim, szczeniackim żartem. Pokiwał z uśmiechem głową.
- Całkowicie. – Zamilkł znowu. Czekał. Wyprowadzenie z równowagi spokojnego, pełnego godności Aeldreda stało się jego priorytetem, odkąd rozpoczął nauki i nawet w świetle obecnych wydarzeń nie mógł sobie odmówić tej przyjemności. Podszedł do stolika i napełnił dwa kielichy.
- No mówże! – Nie wytrzymał Alf. – Zawsze gadasz jak najęty, aż można dostać pomieszania zmysłów!
- Wzmagam dramaturgię. – Młodzieniec podał mistrzowi napitek i usiadł naprzeciwko. Żartobliwy wyraz zniknął z jego twarzy.
- Tak, to prawda. Ona jest… - Przeczesał włosy palcami, szukając odpowiedniego określenia – tak silna, lecz nieukształtowana, a jednak związana ze mną, to… jest niesamowite. Aeldredzie, czytałem o tym, nigdy nie wierząc, że coś takiego może mieć miejsce. – W głosie Lokiego zabrzmiało ożywienie. – Gdy nakierowałem ją, eksplodowała taką siłą, że mogłem być tylko wdzięczny jej ludzkiemu ciału, które nie wytrzymało natężenia mocy. Inaczej zniszczyłaby wszystko wokół siebie.
Nauczyciel słuchał. Jak dotąd był pierwszą osobą poza Tricksterem, która mogła zrozumieć niesamowitość tego zjawiska. Wychylił napój z kielicha.
- Chcę ją zobaczyć. Teraz. – Odstawił naczynie. – Zaprowadź mnie do niej.
- Zaraz tu będzie. Kazałem ją przyprowadzić, gdy tylko się zjawisz. Swoją drogą posłaniec wyruszył do ciebie dwie godziny temu.
- Tak, spotkanie Rady, niech ich piorun… - Zreflektował się. – Chciałem powiedzieć, mieliśmy kilka kwestii spornych.
Loki roześmiał się szczerze. Ich zdanie na temat większości członków Rady było podobne, choć Aeldred żywił większy szacunek do konserwatyzmu, jaki od tysięcy lat spajał środowisko magów. Jego zdaniem, pewne aspekty działań Rady, choć irytujące, miały jednak na celu zapewnienie „szeroko pojętego bezpieczeństwa praktykowania magii” i był to dosłowny cytat ze statutu tego zacnego zgromadzenia. Kłamca westchnął ciężko. Sprawa jego absolutorium może nastręczać poważnych problemów. Wstał i wzorem własnego ojca zaczął bez celu przemierzać pokój. Gdy tylko usłyszał stukot obcasów na korytarzu, podszedł do drzwi i otworzył je, niemal zderzywszy się w progu ze strażnikiem. Rzucił okiem na dziewczynę. Wyglądała inaczej, przebrała się w lekką asgardzką suknię w kremowym, połyskującym kolorze. Było jej w tym do twarzy, co zdążył zarejestrować podświadomie w ciągu zaledwie sekundy.
- Kazałeś mi… - Zaczęła.
Loki bez słowa i nieco niekulturalnie wciągnął ją do komnaty, zatrzaskując odrzwia przed nosem zdumionego strażnika.
- Mistrzu, poznaj Jesmin. – Stanął za plecami dziewczyny i położył dłonie na jej ramionach. Stała nic nie rozumiejąc, lustrowana przez poważne, szare oczy Aeldreda.
- Niebywałe. – mruknął w końcu. Podszedł bliżej, nadal wpatrując się w nią, jak w eksponat lub kuriozum z cyrku. Prawdę mówiąc czuła się dość niezręcznie i zastanawiała się, czy dziwaczny mężczyzna zacznie trącać ją kijem, niczym zafascynowane dziecko. Cichy śmiech za plecami przypomniał jej, że dotyk pozwala w dużej mierze przenikać jej myśli. Postąpiła krok do przodu, tak, by przerwać kontakt i pomimo zaskoczenia dziwnym zachowaniem nowopoznanego „mistrza”, dygnęła przed nim uprzejmie.
- Panie…? – Nadała swojemu głosowi pytający wyraz, by zasugerować mu niewłaściwość uporczywego przyglądania się nieznajomym osobom. Podziałało. Uśmiechnął się przepraszająco i skłonił z szacunkiem.
- Wybacz mi pani. – Rzekł. – Jest mi niezmiernie miło cię poznać. Loki opowiadał mi o twych… wyjątkowych właściwościach i nie przesadził w żadnym względzie, także zrozum proszę starca, który nie może opanować czysto zawodowego zachwytu. Jeśli wolno mi wyrazić również bardziej osobisty podziw, muszę powiedzieć, że mój nierozgarnięty uczeń nie wspomniał słowem nawet o twojej urodzie, która również zasługuje na uznanie.
            Ta przemowa wywołała pełen zażenowania rumieniec na twarzy Jesmin. Aeldred z pewnością był nieco ekscentryczny. To, że nazwał się starcem tak bardzo kontrastowało z eterycznie piękną powierzchownością, wyglądającą na niewiele ponad dwadzieścia lat, że nie mogła powstrzymać uśmiechu. Za jej plecami rozległo się zniecierpliwione cmoknięcie.
- Drogi Aeldredzie, twoja kurtuazja jest doprawdy powalająca, ale czy nie powinniśmy skupić się na istotnych kwestiach? – Nie chciał być opryskliwy, lecz cała sytuacja jakoś go… krępowała. Nie wiedział dlaczego ogarnęła go irytacja.
- Czy naprawdę odrobina beztroski tak cię mierzi? – Dziewczyna odwróciła się do niego gwałtownie. W jej oczach błysnęła złość. – Ja osobiście nie mam nic przeciwko, będąc  w nieznanym mi świecie i czekając na wyjaśnienia, których nie masz zamiaru mi udzielić. Słyszę zagadki i półsłówka, a przecież cały czas przebrzmiewa w tym zapewnienie, jaka jestem ważna i wyjątkowa. – Postąpiła o krok, zmuszając Kłamcę do cofnięcia się. – W tej sytuacji równie dobrze mogę się odprężyć i cieszyć luźnymi rozmówkami. Chyba, że zamierzasz naprawdę poruszyć… jak to nazwałeś? Istotne kwestie. Najlepiej tak, żebym przestała błądzić po omacku.
- To przecudowne. – Rozradowany Aeldred klasnął w ręce, aż przenieśli na niego zdumione spojrzenia. – Uczniu mój, obiecuję dołożyć wszelkich starań, byś został dopuszczony do prób, choćby po to, by ujrzeć, jak ta krucha istotka ściera się z tobą i zwycięża!
             Loki z dość niemądrą miną spostrzegł, że stoi już niemal przy drzwiach wejściowych, a ludzka kobieta przed nim, dumna i wyprostowana, nie przypomina w niczym zahukanej dziewczynki sprzed dwóch dni. Po krótkiej chwili osłupienia uśmiechnął się z zadowoleniem. To było lepsze niż sądził. Ona miała siłę, charakter, nie tylko bezkształtną energię w sobie. Z pewnością wyniknie z tego wiele trudności, jednak… jakich cudów mogą razem dokonać! Przez moment śmiałe plany, jakie otworzyły się przed młodym księciem, przeraziły go. Zupełnie bezwiednie ujął jej dłoń i pocałował z kurtuazją, przepraszająco.
- Przepraszam, moja droga. Oczywiście, że półsłówka i tajemnice męczą cię, czynią zagubioną. Aeldredzie. – Zwrócił się do maga. – Musimy wyjaśnić jej, o co toczy się gra. Mój ojciec z pewnością wolałby bezwolne narzędzie, wykonujące rozkazy, ale to się nie uda. Nie z nią.
- Dobrze więc. Usiądźmy.
Mistrz magii był jedną z niewielu osób spoza królewskiej rodziny, która brała udział w ostatnich wydarzeniach. Poziom jego mocy pomagał właściwie zidentyfikować zagrożenie, jednak mimo to, Odyn wykorzystywał go jedynie jako doradcę, wzywając do pomocy w dość wybiórczych kwestiach. Wszechojciec nigdy nie ufał zbytnio magom i podejrzewano, iż wynika to z niezbyt chlubnego rodzinnego przykładu, jakim był jego dziad, Buri. O tym jednak nigdy nie mówiono głośno, zbyt wiele istniało bowiem w całej sprawie niejasności i niezbyt czystych kart. Faktem pozostawało, że o całej sprawie Aeldred dowiadywał się zwykle od swego ucznia, który niestety jako młodszy syn również nie miał wiele do powiedzenia, ani w dyskusjach rodzinnych, a już zwłaszcza podczas wojennych narad. Tym bardziej dostrzegł teraz szansę udowodnienia własnych kompetencji i dojrzałości, których odmawiano mu ze względu na sposób bycia oraz wiek. Obaj od początku uważali, że to magia jest główną siłą w rozwiązaniu obecnych problemów.
Cała trójka spoczęła w fotelach w rogu gabinetu. Nieoficjalny klimat rozmowy w rzeczy samej nie był wśród asgardzkiej arystokracji niczym niewłaściwym, jedynie podczas spotkań w większym gronie zanadto dbano o dystynkcję, co dla większości dworzan było niezmiernie męczące. Podczas kameralnych, nawet ważnych spotkań nie przywiązywano takiej wagi do pozorów, przedkładając przyjazną atmosferę ponad wykwintne przemowy.
Loki napełnił trzeci kielich.
- Jak pewnie domyśliłaś się z naszej obecności w Midgardzie, to tam toczą się główne wydarzenia. A raczej będą. – Zastanowił się.  – Tak naprawdę nie wiemy wiele i właśnie w tym leży nasz problem. Dlatego jesteś nam potrzebna. Jednak wybiegam za bardzo do przodu. Czy wiesz, co oznacza Midgard?
- Tak, to „Środkowa Kraina”. – Nie do końca wiedziała, czemu ma służyć ta wiedza, lecz Loki skinął głową z zadowoleniem.
- Tak, wydawałoby się, że w waszej planecie nie ma nic szczególnego. Ludzka rasa jest słaba, reprezentuje niski poziom, zasoby naturalne gorzej niż przeciętne. Mimo to istnieje jedna cecha, która czyni Midgard jednym z najważniejszych miejsc we Wszechświecie. Widziałaś, w jaki sposób podróżujemy i wiesz, że poruszamy się w wymiarze Yggdrasila. Kilka rozwiniętych światów posiadło tę technologie i korzysta z niej mądrze, w sposób pokojowy. Zdarzają się oczywiście wyjątki, trudno całkowicie uniknąć konfliktów. Jednak bez szlaków czasoprzestrzennych upadłby handel, komunikacja między światami i władza Asgardu nad uniwersum, która zapewnia względny spokój i mądre rządy.
Wasz świat jest konieczny dla tej komunikacji, a ten, kto sprawuje nad nim władzę, kontroluje możliwość podróży. Może ją też całkowicie zablokować, sprowadzając chaos. Wszystko przez to, że Ziemia leży w samym centrum, na czymś w rodzaju węzła czasoprzestrzennego. To miejsce łączy ze sobą wszystkie światy, miejsca i planety. Mitgard w niepowołanych rękach to brak możliwości podróżowania.
            Aeldred chrząknął cicho. Książę spojrzał na niego ukradkiem i potrząsnął głową. Gest był tak szybki i dyskretny, a chrząknięcie tak mało wyraźne, że właściwie pozbawione znaczenia. Jesmin jednak nauczyła się już „słuchać” za pomocą swych nowych zmysłów. Skrzywiła się.
- To nie jedyny sposób, tak?
Obaj mężczyźni zastygli na moment. Loki westchnął.
- Brak możliwości ukrycia ważnych rzeczy to dla mnie nowość. – Spróbował się uśmiechnąć, lecz wypadło to nieco nieszczerze. – Jest dosłownie trzech magów we wszechświecie, którzy posiedli umiejętność odnajdowania… innych dróg. Dwóch z nich siedzi teraz przed tobą. Wymaga to wielkiego skupienia, ogromnego nakładu mocy i zawsze wiąże się z ryzykiem. Poza tym nie pozwala na przenoszenie dużej liczby obiektów.
- Jesmin – odezwał się nauczyciel  - będę z Tobą szczery. Utrzymujemy to w tajemnicy, ponieważ z powodu naszej siły i możliwości, magowie nie cieszą się zbytnim zaufaniem. Budzimy szacunek, Rada jest szlachetną organizacją i szerzy poczucie bezpieczeństwa, przekonanie, iż działamy dla społecznego dobra. Owszem, nie wszyscy czarownicy to prawi obrońcy niewinnych, jednak to jest Asgard. Gdyby wyszło na jaw, że magia daje możliwość niedostrzeżonego przemieszczania się w przestrzeni, nikt nie czułby się bezpieczny. Odyn mógłby nałożyć kontrolę, ograniczyć swobody, jednym słowem…
- … byłby burdel. – Loki dosadnie dokończył jego wypowiedź. Wzruszył ramionami w odpowiedzi na potępiające spojrzenie mistrza. – Mimo umiejętności retorycznych, czasem doceniam proste określenie sytuacji. – Ponownie zwrócił się do Ziemianki.
- To, że się o tym dowiedziałaś…
- Rozumiem. – Przerwała mu. – To niefortunne, ale mam trzymać język za zębami. Bez obaw. Wedle tego, co mówiłeś, z moimi predyspozycjami też podpadam pod definicję maga, tak? Czy wobec tego masz powód wątpić w moją lojalność?
- Nie sądzę. Boimy się raczej, że nie znając podstawowych zasad rządzących tą krainą możesz popełnić niedyskrecję z czystej nieświadomości.  – Aldred starał się odpowiednio dobierać słowa. Nie miał oporów by zaufać w czyste intencje dziewczyny, która wydawała się po prostu przytłoczona niespodziewanymi zdarzeniami, jeszcze nie do końca świadoma własnych możliwości. Niepokoiły go raczej sposoby wykorzystania jej niewiedzy. Źle ukierunkowana…
Z rozważań wyrwał go głos Lokiego.
- Wracając do sprawy – kontynuował tłumaczenie. – W tej chwili na Ziemi dzieje się coś w rodzaju przewrotu, ludzie rozwijają się i starają usamodzielnić. Bez znaczenia jest, jak bardzo żałosne są moim zdaniem te próby, grunt, że Odyn podjął decyzje o usunięciu się w cień, nie sprawowaniu tak namacalnej pieczy nad twoją planetą. Chodziło o to, byście mogli dojść do czegoś samodzielnie, stworzyć własne zasady. Jak na razie efektem są prześladowania ludzi takich jak ty, ciemnota i ograniczenia.
- Nie przepadasz za nami zbytnio, prawda? – Agresywny ton Jesmin był aż zanadto wyczuwalny. Nie podobał jej się protekcjonalny charakter wypowiedzi. Loki nie wydawał się zbity z tropu.
-  Nie chodzi o to, za czym przepadam, po prostu uważam, że jesteście…
- Gorsi?- Dopowiedziała z rozgoryczeniem.
- Oczywiście. – Odparł bez skrępowania. Widząc jej urażoną minę pokręcił zniecierpliwiony głową. – Jes, to naprawdę nie jest pora na takie dyskusje. Po prostu mieliście tak mało czasu na znalezienie swojej drogi, wasze życia są krótkie, większość ludzi kieruje się płytkimi motywacjami. Nie twierdzę, że nie istnieją osoby takie jak ty, godne poważania, czegoś więcej… Jednak realne spojrzenie na całą sprawę pozwala stwierdzić, że ktoś powinien wami rządzić, poprowadzić. Gdybyśmy nadal sprawowali rządy, nie byłoby mowy o bestialskim mordowaniu tych, którzy są mądrzy i obdarzeni talentem.
            Nie odezwała się. To naprawdę nie był czas na roztrząsanie podobnych kwestii. Poza tym w słowach Lokiego nie dało się nie dostrzec pewnych racji. Bądź co bądź jej historia nie była odosobnionym przykładem ludzkiego zacofania i okrucieństwa.
- Więc Twoim zdaniem Wszechojciec popełnia błąd?
            Aeldred wtrącił się nerwowo, nie dając księciu dojść do głosu.
- Nie do końca w tym rzecz. On na pewno ma swoje motywy, jednak osłabienie naszych wpływów w Mitgardzie pociągnęło za sobą daleko idące konsekwencje.
Loki przez chwilę lustrował swego mistrza uważnie, w zamyśleniu. Gdy się odezwał, brzmiało w nim napięcie i złość. Jesmin zadziwiało, jak bardzo potrafiła wczuć się w jego emocje. Tak, sądził, iż Odyn popełnił pomyłkę, pozostawiając Mitgard ludziom. Mówił, lecz nikt nie chciał go wysłuchać, a teraz jest za późno. Trzeba przygotować się być może do wojny, pochłaniającej tysiące ofiar. Tkwił w nim cień ponurej satysfakcji, choć nikt nie ośmielił się przyznać racji jego ostrzeżeniom. Dziewczyna zrozumiała, że gdyby udało się zażegnać niebezpieczeństwo dzięki planowi Lokiego, byłoby to jego osobiste zwycięstwo.
- Tak, czy inaczej pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, to ocena skali niebezpieczeństwa, poznanie planu. Ktokolwiek stoi za obecnymi wydarzeniami wie, w jaki sposób się maskować, wyczuwa obcą aurę i po prostu znika z pola widzenia. Dlatego właśnie potrzebujemy kogoś, kto mógłby nierozpoznany wniknąć w szeregi wroga... – Zrobił znaczącą pauzę, aby dać dziewczynie czas na dokładne zrozumienie jego słów i pojęcie ryzyka, z jakim wiązało się jej zadanie.
- Mam więc być szpiegiem? – Zapytała po chwili, jakby na próbę. – Nie powiem, że dokładnie tego się spodziewałam. – Własny spokój zadziwił ją. – A co z moją mocą? Jeżeli ten, który się ukrywa potrafi wyczuwać aurę, to z pewnością zauważy...
- O to właśnie chodzi. –Aeldred pospieszył z wyjaśnieniami. – Jeżeli zdołasz przekonać jego podwładnych, że jesteś potężnym, choć naiwnym sprzymierzeńcem, z pewnością uda Ci się zbliżyć do źródła. Zostaniesz przyjęta z otwartymi ramionami, musisz tylko nauczyć się...
- Kłamać. – Dokończyła, mimowolnie spoglądając na Lokiego. Starszy z magów uśmiechnął się skrępowany.
- Chciałem raczej powiedzieć „wykorzystywać twoją moc”, jednakże sztuka oszustwa jest oczywiście również nieodzowna.
- Myślę, że obu tych rzeczy będę mógł Cię nauczyć na całkiem niezłym poziomie. – Kłamca starał się przywołać na twarz uśmiech. – Naturalnie, jeżeli się zgodzisz.
- A więc mam wybór? – Jesmin doskonale zdawała sobie sprawę z braku możliwości odmowy, lecz mimo to miała ochotę posłuchać więcej nieudolnych zapewnień. Loki przyjrzał się jej dziwnie i potrząsnął głową.
- Właściwie nie, pytałem wyłącznie z grzeczności – Odparł spokojnie, wywołując tym protest oburzonego Aeldreda. Spiorunował go wzrokiem.  – Daj spokój, tak się mają sprawy. W oczach Wszechojca jest ona jedynie narzędziem, niedającym się kontrolować źródłem mocy, które może tolerować tylko tak długo, jak będzie to dla niego korzystne. Musi udowodnić swą wartość, a ja, że potrafię nad nią zapanować. Wybacz mi, Jes, ale mówiąc Ci to, wierzę, że zrozumiesz...
- Mogłeś mi to oczywiście powiedzieć przed zabraniem mnie tutaj, ale nie chciałeś zniechęcić mnie do odwiedzin, tak? – Słodycz w głosie kobiety, była bardziej wymowna niż krzyki i pretensje.
- Nie mogłem...
- Mogłeś i nie zrobiłeś tego. Potrzebujecie mnie i moje ewentualne chęci, lęki i obiekcje trzeba było zepchnąć na dalszy plan. To dobrze, że choć teraz zdobyłeś się na szczerość. Ta odrobina zaufania... – Przełknęła ślinę, czując, że w gardle zaczyna dławić ją płacz. Wysiłkiem woli nie pozwoliła łzom wydostać się spod powiek. – Nieważne. Skoro i tak nie mam wyboru, lepiej, żebyś okazał się dobrym nauczycielem magii. Co do kłamstwa, nie mam już wątpliwości, że jesteś ekspertem. Teraz, jeśli pozwolicie, pójdę trochę wypocząć. Dzisiejszy dzień wyzuł mnie nieco z sił.
            Wstała i skłoniła się przed półalfem uprzejmie. Wychodząc z komnaty, nie poświęciła Tricksterowi nawet jednego spojrzenia.

- Świetnie. – Podsumował Aeldred, gdy tylko zostali sami. – Wyjaśnij mi, kiedy twoje zdolności dyplomatyczne uległy całkowitej degeneracji?
            Loki z zatroskaną miną bawił się korkiem pustej karafki. Wiedział, że nie poszło dobrze, ale co takiego miał zrobić? Otworzył usta, w celu udzielenia wyjaśnień, ale właściwie nimi nie dysponował. Nie miał pojęcia, co skłoniło go do tej katastrofalnej szczerości. Czy możliwym było, że Mitgardka użyła swej mocy... na nim? Na myśl o tym księcia przeszedł dreszcz i przez moment pożałował całego tego planu.
- I tak by się zorientowała. – Wymamrotał niewyraźnie.
- Słuchaj, czy ty aby... – Zaczął nauczyciel i zamilkł. Nie wiedział, jak sformułować to pytanie i jednocześnie ostrzec Lokiego przed niepotrzebnym rozpraszaniem uwagi w obliczu tak istotnych wydarzeń. – Mam na myśli to, że znasz zasady i choć często działasz im na przekór, to jednak istnieją pewne przeciwwskazania...
- O czym ty właściwie mówisz? – Kłamca próbował wyłapać intencję w niezgrabnych słowach Aeldreda, lecz w końcu musiał dać za wygraną.
- Po prostu przypominam ci, że między mistrzem a uczniem, w tym wypadku uczennicą nie powinny istnieć pewne związki... przeszkadzające w prawidłowym zespalaniu i wykorzystywaniu mocy...
            Stwierdzenie to z wolna torowało sobie drogę do umysłu Lokiego, który jakoś nie potrafił lub nie chciał nadać mu sensu. W końcu spojrzał na swojego mistrza z mieszanką zaskoczenia i irytacji.
- Chyba żartujesz? - Warknął rozdrażniony.
- Po prostu na wszelki wypadek przypominam.
- Nie mam zamiaru słuchać tych bzdur. Spotkanie Rady chyba nie wyszło ci na dobre. – Młody mag wstał i bezceremonialnie opuścił gabinet, pozostawiając nauczyciela w stanie głębokiego zatroskania.
 

8 komentarzy:

  1. Buahahahha.... Ten Aeldred jest niemożliwy, widzę pokrewną duszę Lokiego, z wiekowym bagażem doświadczeń... Naturalnie końcówka rozwaliła system, Loki podejrzewany o jakieś ziarnko uczuć, no nie moze być XD
    Zabawnie to wygląda przy całościtej poważnej sprawy.

    Cieszę się, ze żyjesz i wracasz do pisania. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuj się nominowana do Liebster Award! Szczegóły w poście Liebster Award 3 na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ale to cudowne! Nie mogę się doczekać co będzie dalej!
    Masz taką cudowną technikę pisania, barwne opisy i wspaniale określasz akcję! Piszę trochę podobnie (no może nie mam takiego zasobu słów). Naprawdę chciałabym pisać tak jak ty w przyszłości. W ogóle miałaś wspaniały pomysł :) Jest taki oryginalny i ciekawy... Nie mogę się doczekać nstp. rozdziału!

    Pozdrawia
    Lola Winter

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Miałam to szczęście trafić na twojego bloga wczoraj i wchłonęłam wszystko za jednym podejściem, tylko komentowanie zostawiłam sobie na dzisiaj. Trochę późno było jak kończyłam...
    Jeśli chodzi o opowiadanie - bardzo dobre, jeśli nie jedno z najlepszych w tej tematyce, na jakie trafiłam. Bardzo podoba mi się twój sposób ukazania bohaterów. Uwielbiam wręcz twoje rozbudowane opisy. No i fabuła sama w sobie inna niż na większości blogów. Nie łączysz asgardzkiej rzeczywistości z 'naszymi czasami', tylko parę latek wstecz. No dobra, trochę więcej niż parę... :D
    Uwag na chwilę obecną nie mam żadnych.
    Oczywiście zostaję tu i w związku z tym dodaję link do twojego bloga do mojej listy czytanych blogów. Link poniżej.
    Pozdrawiam i życzę weny na kolejne rozdziały.
    Sara Cerva.
    http://quietcorneropowiadania.blogspot.com/p/aktywne-1.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, twój blog czytuję od zamierzchłych (prawie) początków, aczkolwiek dopiero teraz założyłam konto, więc przechodzę do komentowania:

    Nie spotkałam się jeszcze z fanfiction ustawionych w czasie nieco 'inaczej' i przyznam, że robi to wrażenie. Świetnie piszesz, masz dość wyrobiony styl, czekam na nexta, nie obrażę się, jeśli będzie trochę szybciej niż ten xD

    I zapraszam na wczoraj założonego bloga: http://fight-your-demons.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozplywam sie z zachwytu ;-) Mozna liczyc na ciag dalszy tej wspanialej historii?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaraz, zaraz minął rok i bez żadnego rozdziału?? Czy ty jeszcze żyjesz? :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Umarłaś... spoczywaj w pokoju, lub dodaj kolejny superowy rozdział!!! Please...

    OdpowiedzUsuń