sobota, 30 listopada 2013

VI. Wieczna Kraina


Szósty rozdział był prawdziwą walką z Wordem. To dlatego, że umieściłam kilka nazw i imion mitologicznych i program nagminnie poprawiał je i to na coś totalnie dziwnego :). Jeżeli wobec tego zauważycie jakiegoś babola, którego przeoczyłam - dajcie proszę znać.





VI. Wieczna Kraina

- To jakiś żart, prawda? – Jesmin przenosiła zdezorientowany wzrok z jednej postaci na drugą. Obaj Asowie potrząsnęli przecząco głowami. Dziewczyna, początkowo zrezygnowawszy z piwa przy porannym posiłku, teraz zdecydowanie ujęła kufel. Opróżniwszy połowę kilkoma dużymi łykami znowu spojrzała na mężczyzn, zastygłych w pozie uprzejmego wyczekiwania.
- Asgard? – Upewniła się. Przytaknęli bez słowa, jakby opuściła ich zdolność mowy i byli w stanie komunikować się jedynie poprzez gesty. W kącikach ust Lokiego czaił się uśmiech, jakby jej zaskoczenie niezwykle go bawiło. „Świetna rozrywka” – pomyślała sarkastycznie – „Kto wprawi głupią śmiertelniczkę w większe osłupienie”. Kłamca nie krył już wesołości, co oznaczało, że znowu czyta w jej myślach. Niewątpliwie usłyszał również kwieciste obelgi, jakimi obrzuciła go w tym momencie, ponieważ roześmiał się jeszcze głośniej, co wywołało rozpaczliwy protest Thora.
- Naprawdę, doceniam wasz sposób komunikowania się, ale moglibyście zachować odrobinę przyzwoitości.
- Wybacz, bracie. Naprawdę nie chciałbyś tego słyszeć. Przy jej kreatywności gasną nawet żołnierskie bluźnierstwa. - Roześmiał się Loki, lecz po chwili przybrał ton wyjaśnienia i kulturalnej perswazji.
- Rozumiem, że możesz być zdziwiona i niepewna, ale doszliśmy do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie. – Ujął jej dłonie uspokajającym gestem. – Zastanów się. Co czeka cię w Mitgardzie? Urodziłaś się z mocą, przekraczającą ludzką zdolność pojmowania i powinnaś nauczyć się nad nią panować. Ile osób ucierpi i jak bardzo ty sama będziesz czuła się zagubiona, jeśli tu zostaniesz? Jesmin – odezwał się z całkowitą powaga – Chcę cię nauczyć wszystkiego, co sam wiem. Dać ci podstawy, oparcie. Musisz mi tylko na to pozwolić. Poza tym... – Zaczął i spojrzał pytająco na brata. Otrzymał przyzwalający gest dłoni. – Jesteśmy tu z ważnego powodu. Rozgrywają się wydarzenia, które zaważą nie tylko na losach Mitgardu, ale i wszystkich Dziewięciu Światów. Prawda jest taka, że jesteś nam potrzebna. Twój dar może pomóc zaoszczędzić wiele cierpienia. Oczywiście, jeśli zostaniesz właściwie przygotowana.
- Jestem tylko człowiekiem... – Zaprotestowała.
- Wiem, że to ogromne wymagania wobec ciebie. Rozumiem, że się boisz, ale wiedz, że jesteś czymś więcej, niż ci się wydaje. Jesteś potężnym magiem, Jesmin i zasługujesz na szacunek i pozycję przynależną Twojej sile. Chcemy ci to ofiarować, ale pragniemy od ciebie również wykorzystania tej mocy w służbie Asom. Nie okłamuję cię, niczego nie ukrywam, jedynie chcę, abyś podjęła właściwą decyzję, nie tylko dla ciebie, ale dla nas wszystkich. Zaufaj mi, proszę.
            Thor nie odezwał się, czując jednak, że przemowa poruszyła go i utrafiła w sedno problemu. Nie byli dobroczyńcami, dającymi coś bez prośby o rekompensatę, ale też nie próbowali wykorzystać jej zdolności, nie oferując niczego w zamian. Widział, jaka jest rozdarta i niespodziewanie ucieszyło go zrządzenie losu, które kazało ich trojgu spotkać się na pozornie przypadkowym szlaku. W prostocie swojej natury bóg gromów doznał nieodpartego przekonania, że więzy powstałe w tym zwyczajnym miejscu na obrzeżach Mitgardu staną się czymś kluczowym dla istnienia Wszechświata i przetrwają dłużej, niż ktokolwiek z nich mogłoby przypuszczać. Z westchnieniem wyciągnął z małej wewnętrznej kieszeni zbroi prostą obrączkę i wsunął ją na palec.
- Jesmin. – Rzekł, uznawszy, że wszelkie przekonywanie dobiegło końca i nic więcej nie może już bardziej skierować jej ku podjęciu decyzji. – W imieniu Władcy Dziewięciu Światów zapraszam cię do Asgardu, Wiecznej Krainy, by była twoim domem, a ród Asów twą rodziną. Ofiaruję ci naszą przyjaźń i pomoc, przysięgę, że żadna krzywda nie spotka cię w obrębie naszego świata, jest bowiem zabronione przelać krew jednego z nas na świętej ziemi Asgardu. Czy przyjmujesz zaproszenie i zgadzasz się poddać prawom i zwyczajom bogów?
Przez chwilę wydawało się, że kobieta odmówi, przytłoczona sytuacją i przerażona perspektywą przekroczenia granicy tego, co było jej znane. W końcu przymknęła oczy, a gdy otwarła je na powrót, zdawało się, że nie pozostał w nim nawet ślad lęku i niepewności.
- Z radością przyjmuję twoje zaproszenie i zgadzam się przestrzegać praw i zwyczajów panujących w Asgardzie. – Odparła jakby w transie, sama zdziwiona pewnością, jaka nagle spłynęła na jej duszę.

* * *


Zatrzymali konie, gdy miejskie zabudowania ledwie majaczyły na horyzoncie.
- Tu chyba będzie dobrze. – Thor rozejrzał się dookoła, poszukując śladów ludzkie bytności.
- Dlaczego konieczne jest aż takie oddalenie?
- Natężenie mocy jest ogromne i w razie gdyby nastąpiło przeciążenie, w promieniu dwóch kilometrów powstanie piękny krater, jak po upadku komety. – Pospieszył z wyjaśnieniem Loki. – Szanse niewielkie, lecz lepiej się zabezpieczyć.
- Rozumiem. – Jesmin starała się nie poddać panice. Przypuszczała, że bogowie po takim „wypadku” otrzepaliby jedynie kurz z ubrań, natomiast ona...
- Nie martw się, to naprawdę tylko przezorność. – Przekonanie w głosie Thora uspokoiło ją nieco. Obserwowała zachowanie mężczyzn z rosnącym zainteresowaniem. Loki odczepił od pasa mały, owalny przedmiot z kilkoma dziwnymi przyciskami i przełącznikami. Manipulował przy nim chwilę, po czym przypiął na miejscu i zanim zdążyła zadać kolejne pytanie, przeszedł do wyjaśnień.
- To wysyła sygnał do strażnika Bifröstu. Wtedy dopiero używa skoncentrowanej energii, by otworzyć portal. Chwilę to potrwa, ponieważ fale, jakich używamy potrzebują około dwudziestu minut na dotarcie w odległy kraniec kosmosu.
            Czekali. Asowie spokojnie, z rutyną, ludzka kobieta niepewnie, lecz z pewną dozą ekscytacji. Najpierw powietrze przed nimi zaczęło falować, jakby od gorąca. Stopniowo zaczęła pojawiać się lśniąca tafla portalu. Owalna brama miała srebrzystą drgającą powierzchnię, przypominającą jezioro rtęci. Jednak, choć odbijała wszystko wokół z dokładnością lustra, nie widać w niej było sylwetek żywych istot, czekających na otwarcie przejścia. Bóg gromów bez wahania poprowadził wierzchowca do granicy i zniknął po drugiej stronie. Jesmin siedząca w jednym siodle z Tricksterem, objęła go mocniej w pasie, jakby w poszukiwaniu ochrony.
- Nie bój się. – Odwzajemnił uścisk. – I nie zamykaj oczu. To naprawdę warto zobaczyć.
To mówiąc skierował się na ruchomą ścianę. Przejście przez nią nie wywołało w dziewczynie żadnych niesamowitych uczuć poza lekkim mrowieniem w odsłoniętych partiach ciała. Zgodnie z radą Lokiego rozglądała się ciekawie wokół. Miała wrażenie, że poruszają się w gęstym syropie, jak w czasie snu, kiedy ruchy wydają się wolne i ociężałe. Zaprzeczeniem tego były sylwetki i krajobrazy, mknące wokół nich z zawrotną prędkością. Widziała istoty podobne do jeleni, o pięknych grzywach i ludzkich, spokojnych twarzach. Niewielkie stworzenie z napuszonym, rudym ogonem, kobiecą sylwetką oraz dziwacznymi błoniastymi skrzydłami, wskoczyło jej na ramię i szczebiotało przez chwilę w niezrozumiałym, piskliwym języku, po czym odleciało, znikając we mgle. Drzewa o srebrzystych liściach pochylały swoje korony, sczepiając się gałęziami i tworząc delikatną sieć nad głowami podróżujących. Nawet otwarte przestrzenie, porośnięte krótką trawą wydawały się odbijać kolory, których istnienia nie domyślał się żaden człowiek. Na czymś, co mogło być złocistym niebem, krążyły niby-ptaki o przejrzystych ciałach, a wprost z pustki wypływały wodospady iskrzącej wody, której krople zastygały na skórze, niczym perłowa żywica.
- Co to takiego? – Wyszeptała w zachwycie.
- To Yggdrasil. – Odparł z powagą. – Widzisz życie w swojej czystej, nienazwanej formie. Esencję tego, co przenika światy.
Niemal przestała oddychać, chłonąc obrazy tego magicznego świata. Podróżowali coraz szybciej, widoki przesuwały się wokół nich tak, że wielu z nich nie dało się rozróżnić. Jedynie kilka szczytów gór, wypełnionych blaskiem, doliny, w których jakieś baśniowe istoty wzniosły przepiękne, choć proste budowle z idealnie białego kamienia. W pewnym momencie wydało jej się, że w oddali, tuż poza granicą horyzontu zaczynają kłębić się czarne, burzowe chmury, jedyna skaza w pięknym i spokojnym dotąd wymiarze. Trwało to jednak tak krótko i było tak nieuchwytne, iż potem zastanawiała się, czy w istocie widziała cokolwiek, a może to po prostu jej wyobraźnia umieściła kilka czarnych plam na nieskazitelnym niebie. Przed jeźdźcami zamajaczył bliźniaczy do poprzedniego portal, który przyciągał ich, wzmagał prędkość. Wierzchowce z gracją odbiły się od ziemi i wskoczyły w falujące przejście.

            Minęła nienaturalnie długa chwila, zanim końskie kopyta zetknęły się z podłożem. Jesmin otwarła oczy, które mimowolnie zacisnęła podczas skoku. Znajdowali się w sali o nietypowym, wielościennym kształcie. Mniej więcej pośrodku widniał jakby wyrastający z ziemi kryształ z wirującą nad nim kulą świetlistej energii. Obok stał młody mężczyzna, odziany w prostą, krótką tunikę i trzymający w ręku dziwaczny przyrząd – srebrną laskę, umieszczoną jednym końcem w krysztale i służącej najwyraźniej jako dźwignia. Wyglądałi odrobinę niepewnie, widząc niespodziewanego gościa, jakiego przywieźli bracia. Przesunął uchwyt urządzenia i poruszająca się kula zaczęła zapadać się w sobie, by w końcu zniknąć. Portal za ich plecami zamknął się z szumem.
- Heimdallu. – Powitał oczekującego Thor. – Miło cię widzieć po tak długim czasie, jak zawsze perfekcyjnie wykonującego swe obowiązki.
- Was również, zacni panowie. – Zawahał się. – I pani. – Dodał. Loki wyczuł lekki niepokój w jego głosie.
- Ludzka niewiasta jest naszym gościem z pewnych… szczególnych względów. – Wyjaśnił chłodno. Nie przepadał za Strażnikiem, który jak na jego gust zbyt poważnie traktował swą funkcję. Teraz skłonił głowę, unikając słownej konfrontacji z księciem.
- Oczywiście. Miło mi powitać Cię, pani w krainie Asów.
- Dziękuję Ci, panie. Jest to dla mnie prawdziwy zaszczyt. – Odparła równie dwornie.
Thor, pragnąc uciąć wzajemne uprzejmości, które w obecnej, dość delikatnej sytuacji mogły przerodzić się w cierpkie pytania i uwagi, chrząknął znacząco.
- Udamy się wprost do Gladsheimu, by powitać naszego ojca i zdać mu sprawozdanie z podróży. – Rzekł stanowczo.
- Zatem nie zatrzymuję. Szczęśliwej drogi. Być może spotkamy się niedługo. Wszechojciec ma podobno w planach wystawną ucztę, nie jestem jednak pewien daty. Być może zależne jest to od wiadomości, jakie przynosicie.
- Zatem miejmy nadzieję, że będzie zadowolony z nowin. – Roześmiał się Thor. W odróżnieniu od brata, lubił Heimdalla, choć jego grzeczności mogły wydawać się nieco nużące.
Skierowali się w stronę wyjścia, a gdy znaleźli się na zewnątrz, Jesmin w całej okazałości ujrzała niezwykłą budowlę, zwaną Bifröstem. To, co wzięła wcześniej za blask jakichś ukrytych w pomieszczeniu lamp, było w istocie słońcem, przebijającym się przez przejrzyste ściany sali. Konstrukcja została stworzona z wielościennych kryształów, z których największy, pusty w środku był jednocześnie głównym pomieszczeniem. Wokół umieszczono mniejsze elementy, osadzone na prowadnicach, wykonanych z tego samego materiału. Całość przypominała kopułę, otoczoną koncentrycznymi kręgami i kołami zębatymi, sprawiając wrażenie lodowej, mieniącej się kompozycji.
- To skomplikowane urządzenie wykorzystuje energię kryształów. – Loki znowu podjął wyjaśnienie, uprzedzając jej słowa. – a raczej pomaga skupić ją i okiełznać.
- Ale… - Choć Bifröst prezentował się wspaniale, coś jej nie pasowało. – Skąd nazwa? Rozumiem, że może chodzić o „most” jako przejście, drogę, jednak spodziewałam się… czegoś innego.
- Ocho, zobaczyła Yggdrasil i  nic już nie jest tak zachwycające.  – Zauważył bóg gromów uszczypliwie.
Dziewczyna zawstydziła się, nie miała zamiaru krytykować tego niewątpliwie pięknego tworu. Widząc jej zmieszanie Thor uśmiechnął się przyjaźnie.
- Rozumiem, co masz na myśli. Zobaczysz również most, ale musisz poczekać.
- Na co?
- Aż znajdziemy się w pewnej odległości od głównej kopuły. – Loki machnął ręką w stronę ogromnej równiny, rozciągającej się przed nimi. W oddali można było dostrzec majestatyczne fortyfikacje miasta. „Już niedługo je przekroczę” – pomyślała Jesmin z lękiem.
Faktycznie nie musiała długo czekać. Wjechali na prosty, szeroki trakt. Teraz, poza Mitgardem, nie oszczędzali możliwości swych rumaków, pokonując niesamowite odległości w zaledwie kilka minut. Gdy znajdowali się już niemal przy szerokiej bramie, Loki zatrzymał konia.
- Odwróć się teraz, a zobaczysz most. – Szepnął, na wpół rozbawiony. Poszła za jego radą, wydając okrzyk zaskoczenia i zachwytu.
Kryształowa konstrukcja podziałała niczym ogromny pryzmat, tworząc na otwartej przestrzeni szerokie, tęczowe pasmo, tak czyste i wyraźne, że wydawało się materialne. Widok zapierał dech w piersiach nawet po baśniowych wspaniałościach Yggdrasila. Asów wyraźnie ucieszyła jej reakcja. Mimo, iż oglądali ten widok wiele razy w ciągu swego życia, teraz poświęcili chwilę, by podziwiać go raz jeszcze. Dla nich był powrotem do domu, symbolem przystani i poczucia bezpieczeństwa. Z westchnieniem ulgi przejechali przez główną bramę miasta.

* * *

            Hlidskjalf, sala tronowa Odyna, przytłaczał swym ogromem, choć niewątpliwie był jednym  z najpiękniejszych miejsc, jakie Jesmin widziała w swoim życiu. Jasny marmur, wyściełany najdelikatniejszą materią, wydawał głuchy odgłos pod stopami, gdy zmierzali niepewnie w stronę tronu Wszechojca. On sam siedział z surową miną i mierzył wzrokiem zarówno książąt, jak i ludzkie dziecię, przybyłe bez jego zgody do Wiecznej Krainy.
Wygląd władcy Dziewięciu Światów mógł być nieco zaskakujący. Mężczyzna, który nie wydawał się przekroczyć trzydziestu lat, odznaczał się wyjątkowym podobieństwem do swego starszego syna. Powagi nadawała mu długa, piękna broda, spleciona w kilka warkoczyków, spadających aż na klatkę piersiową. Jego twarz nie wyrażała jednak otwartości, lecz srogość i powagę. Jedno oko Króla pozbawione było tęczówki i źrenicy – wyglądało jak srebrna, kulka, umieszczona w oczodole, chociaż poruszało się i najwyraźniej istniało jako w pełni sprawny organ. Obok Odyna, na mniejszym tronie, siedziała piękna, młoda kobieta, o jasnych włosach i życzliwym uśmiechu. Choć sprawiała wrażenie nie starszej niż Jesmin, po dłuższym przyjrzeniu się, można było w niej dostrzec pewien ledwie uchwytny ślad przeżytego czasu – doświadczenie w spojrzeniu i troskliwość w rysunku ust, jaka jest właściwa dojrzałym kobietom. Można było nabrać przekonania, iż jeżeli istnieje personifikacja matczynej miłości i dobroci, to jest nią właśnie ta piękność, zasiadająca obok swego majestatycznego męża.
Dworzanie, przebywający w sali tronowej z zaciekawieniem i rządzą sensacji przyglądali się nowoprzybyłym. W tej sytuacji nieudolna próba Thora, by przedstawić Wszechojcu jakieś oficjalne tłumaczenie, spełzła na niczym. Jedynie szepty wśród zebranych stały się bardziej prześmiewcze. Bóg gromów z rozpaczą i ponagleniem spojrzał na młodszego brata, szukając u niego wsparcia. Odyn również skierował wzrok ku Tricsterowi.
- A czemuż to bardziej wygadany z mych synów nie zabierze głosu? No, Loki, zadziw nas giętkością twego języka i zgrabnymi wyjaśnieniami, które w mig przekonają mnie, że nie nastąpiła tu rażąca niesubordynacja.
Zapadła cisza. Kiedy z ust władcy Asgardu płynęły tak drwiące słowa, nikomu nie wróżyło to zbyt dobrze. Książę jednak nie tracił animuszu i skłonił się głęboko przed budzącą szacunek postacią.
- Wpierw spróbuję wyrazić, drogi ojcze, jak niezmiernie cieszę się z powrotu do domu, oraz faktu, że dane jest nam widzieć w dobrym zdrowiu zarówno ciebie, jak i ukochaną matkę. – Uśmiechnął się do królowej. – Co się tyczy wyjaśnień, gotów jestem udzielić ich tak sprawnie, jak to tylko możliwe, jednakże z żalem stwierdzam, iż nie są przeznaczone dla licznego zgromadzenia. – Tu posłał kilka uprzejmych, przepraszających ukłonów w stronę reszty Asów.  – Jeżeli więc dzisiejszego dnia nie ma planowanych oficjalnych audiencji, być może zechcesz poświęcić nam nieco swego cennego czasu na osobności. Oczywiście, gdyby…
Zniecierpliwione machnięcie ręki ucięło kwiecistą przemowę.  Władca Dziewięciu Światów westchnął głęboko, przemknęło mu przez głowę zupełnie ludzkie przeświadczenie, że wybryki synów wpędzą go wcześniej czy później do grobu, jednak zdusił pesymistyczne myśli i postanowił rozmówić się z nimi na osobności. Wstał ze swego miejsca.
- Zatem załatwmy tę palącą sprawę teraz. – Rzekł, siląc się na spokój. – Zapewne tak ważna tajemnica państwowa nie może czekać, czyż nie, Loki?
- Ależ oczywiście.- Książę wyszczerzył zęby w triumfującym uśmiechu. Udało mu się zaintrygować Odyna i przygasić nieco jego irytację.
W progu Wszechojciec odwrócił się jeszcze.
- Moja droga, zechciej zająć się naszym niespodziewanym gościem, podczas gdy będziemy dyskutować.
Królowa wstała i zbliżyła się do Jesmin. Nie było wskazane, by inni bogowie zaczęli rozmawiać z Mitgardką, szczególnie, jeśli rzeczywiście miała coś wspólnego ze sprawami królestwa.

* * *

- Czyście rozum postradali?! – Wybuch był z pewnością spodziewany, lecz wypadł dość blado i bez przekonania, co dało książętom nadzieję, iż nie skończą w zamkowych lochach. Loki próbował się nie roześmiać, pomyślawszy, że nawet Thor miał więcej inwencji, usłyszawszy po raz pierwszy jego propozycję. Jednocześnie pragnął, by teraz brat zrobił rzecz, która wychodziłam niemal najlepiej – milczał. Bóg gromów spełnił oczekiwania, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie wiedział, co powiedzieć. Zapadła cisza. Loki czekał, nie odzywał się, gdyż wiedział, jak mogą zadziałać przedwczesne próby zabrania głosu.
- Zamierzacie mi to wyjaśnić? – Zapytał Odyn znużony, z przeczuciem, że przegrał walkę, w chwili wypowiadania tych słów. Nie istniał gorszy we wszechświecie błąd, niż prosić Kłamcę, by się z czegoś tłumaczył. Mógł udowodnić swoje racje nawet w najdziwniejszych okolicznościach.
Tak też się stało. Loki powtórzył wszystkie argumenty, przedstawione wcześniej Thorowi, tak dyplomatycznie i z takim przekonaniem, że sam niemal wzruszył się na myśl, jak oddany jest dobru Asgardu i jak bardzo pragnie uniknąć niepotrzebnych ofiar. „Gdybym miał choć odrobinę wstydu” – pomyślał – „powinienem się bodaj zaczerwienić”. Wiedział jednakże, że w tym wypadku prawda to o wiele za mało, by wywalczyć szczęśliwe zakończenie dla wszystkich.
Wszechojciec powoli skinął głową.
- Nie przeczę, że w twoich ustach podjęcie takiej decyzji brzmi całkiem sensownie – Zastanowił się chwilę. – ale istnieją z tym dwa problemy. Po pierwsze, nie możesz szkolić maga, ponieważ sam jesteś jeszcze uczniem…
- Ja my…
- Nie przerywaj mi. – Uniósł wzniesiony wskazujący palec.  – Po drugie zaś, jak wyobrażasz sobie przeprowadzenie nauczania w dwa miesiące, zamiast dwustu lat? Nie mamy tyle czasu, a już na pewno nie ona.
- Co do pierwszej przeszkody, zamierzam prosić mistrza Aeldreda, by złożył wniosek, o przystąpienie przeze mnie do Prób z uwagi na wyjątkowe okoliczności. – Loki starał się mówić pewnie. – Wiem, że mój młody wiek budzi wątpliwości, ale tylko i wyłącznie zwyczajowej natury, bowiem jeśli chodzi o umiejętności, są aż nadto wystarczające. Co się zaś tyczy drugiego zastrzeżenia… - Urwał. Nie mógł powiedzieć za dużo, Odyn był zbyt inteligentny, a poza tym wiedział o magii trochę więcej niż Thor. – Zauważyłeś pewne podobieństwo między nami, nie tylko zewnętrzne, ale i… pozazmysłowe. Dzięki temu jestem w stanie ukierunkować jej moc, ukształtować w czasie wielokrotnie krótszym niż potrzeba zwykle, by przeprowadzić pełne szkolenie. Zdaję sobie sprawy z karkołomności przedsięwzięcia, ale biorę pełną odpowiedzialność w razie niepowodzenia, zarówno jako mag, jak i jako twój syn.
- Ja także. – Odezwał się Thor. Czuł się trochę winny, bo obiecał bratu poparcie, a dotąd nie zrobił wiele w tym względzie.
Odyn, przechadzający się dotąd po komnacie, co zawsze robił w stanie wzburzenia, usiadł teraz na wygodnym fotelu. „Najgorsze, że to ma sens” – powiedział sobie w duchu.
- Dobrze więc. – Zgodził się. – Spróbujmy niekonwencjonalnych metod. Jak dotąd inne zawodziły. Idźcie teraz i jak najszybciej skontaktujcie się z Aeldredem. Dziewczyna jest odtąd moim gościem i będzie traktowana z szacunkiem.
Odwrócili się, by odejść.
- Thorze – Zaczął lodowatym tonem – nie zapomniałeś o czymś?
Następca tronu zawrócił i z miną zbitego psa wyjął z kieszeni królewski pierścień.
- Już pewnie więcej mi go nie pożyczysz? – Zagadnął, kładąc artefakt na stoliku. Przepełnione furią spojrzenia ojca sprawiło, że skłonił się i śpiesznie opuścił gabinet z obawy o łatwo tłukące się elementy wyposażenia.



sobota, 23 listopada 2013

V. Odrobina zaufania


Kolejny fragment za mną i muszę przyznać, że pisanie daje mi o wiele więcej frajdy, niż początkowo sądziłam. Mam nadzieję, że czytanie tego będzie dla Was choć w połowie tak interesujące.





V. Odrobina zaufania

            Ciepła woda o intensywnym, korzennym zapachu przyjemnie opływała ciało, zdając się zmywać nie tylko fizyczny brud, ale także oczyszczać umysł. Jesmin zanurzyła się głębiej, opłukując włosy i wdychając aromatyczną parę. Trzeba było przyznać, że gospoda miała naprawdę świetne wyposażenie, ale też znajdowała się w większym miasteczku i czerpała spore dochody z bogatych kupców. Pokój kąpielowy, z którego właśnie korzystała urządzono elegancko, choć bez przepychu. Ciepłe, okryte boazeriami pomieszczenie, białe i ogrzane prześcieradła kąpielowe, oraz ogromna balia z wodą wydawały się szczytem marzeń dla zdrożonych wędrowców.
Kobieta wyszła z wody i owinęła się miękkim materiałem. Zbliżał się czas posiłku, co przyjmowała z ulgą, bo ciągłe uczucie mdlącego głodu stało się naprawdę uciążliwe.

* * *

- Panienki bracia już zasiedli do wieczerzy. Jeśli zechce panienka dołączyć, każę przynieść dodatkowe nakrycie. – Zaproponował karczmarz usłużnie.
- Bardzo chętnie, dziękuję. – Odparła, starając się przyjmować jego zachowanie zupełnie naturalnie, a jednocześnie uśmiechając się na myśl swojego rzekomego pokrewieństwa z Asami. We trójkę uznali, że podawanie się za rodzeństwo będzie mniej kłopotliwe ze względu na jej podobieństwo do Lokiego, które w innej sytuacji mogłoby rodzić niepotrzebne pytania. Przelotnie zastanowiła się nad powodami tej zapobiegliwości, próbami zachowania jak największej dyskrecji. W gruncie rzeczy, jaki cel  podróżowania bogów po Mitgardzie? W ich zachowaniu wyczuwała napięcie nie spowodowane niedawnymi wydarzeniami, ale jakąś większą sprawą, która skłoniła ich do odwiedzenia Ziemi. Teraz, kiedy zaczęła zdawać sobie sprawę ze swoich możliwości, lepiej odbierała wrażenia i myśli otaczających ją osób. Zapewne bliskość jej „bliźniaka” także wzmacniała tę moc, więc w głowie kobiety panował lekki mętlik. Postarała się nieco oderwać od tych sygnałów i weszła do mniejszej izby jadalnej.
            Mężczyźni siedzieli już jakiś czas przy posiłku, prowadząc cichą rozmowę. Pierwszy raz miała okazję przyjrzeć się im dokładnie, nie okutanych w wierzchnie odzienia. W bogatych, a jednocześnie prostych ubiorach królowała czerń, jednak zupełnie różniły się pod względem kroju, podkreślając kontrast między ich sylwetkami.
Loki nosił dopasowany, skórzany kaftan, sięgający połowy uda. Jego jedyną ozdobę stanowiły niewielkie guzki ze złota lub mosiądzu, umieszczone wzdłuż mankietów i kołnierza. Czarna jedwabna koszula najlepszego gatunku, podkreślała szczupłą posturę i miękkość ruchów młodzieńca. Gdy siedział na ławie, widać było niewielki sztylet, przytroczony do jego pasa. Jesmin przyglądała się trzymającym kielich chudym dłoniom, o wyjątkowo długich palcach, w których jednak nie było nic kobiecego. Choć wyczuwała, że jakaś nieznana część w aurze Tricstera działa na ludzi odpychająco, sama nie mogła tego zrozumieć. Było w nim coś dziwnego, to prawda, jakiś głębszy dystans, osobliwy fragment duszy. W głębi serca nawet ucieszyła się, że jest coś, co ich odróżnia. W osobowości Lokiego wiele było tajemnic do odkrycia i nie miało to nic wspólnego z magią, czy ich „pokrewieństwem”. Po prostu wydawał się… inny.
W przeciwieństwie do brata, Thor emanował otwartością i prostotą. Na jego przystojnej twarzy porośniętej jasną, zadbaną brodą często gościł uśmiech, w którym nie było cienia drwiny czy wyrachowania. Mimo olbrzymiej sylwetki nie sprawiał tego wrażenia dysproporcji, tak właściwej dla niektórych wojowników. Ubrany był w coś w rodzaju skórzanej zbroi, jednak tak miękkiej i lekkiej, że zupełnie nie krępowała ruchów i nie wydawało się niewłaściwym siedzenie w niej przy stole. Monotonię czerni, gdzieniegdzie przełamywały wstawki wiśniowego koloru, a całość przytrzymywały proste, srebrne klamry. Dziewczyna rozważała, jak wytrzymały może być w istocie ten przyodziewek, zrobiony z asgardzkich materiałów i zapewne wzmocniony magią. Jej uwagę przykuła szeroka dłoń boga gromów, spoczywająca na stole, opleciona dziwaczną ozdobą. Płaskie, tłoczone w runiczne napisy rzemienie biegły między palcami i spotykały się na grzbiecie, połączone niewielkim metalowym krążkiem, przypominającym monetę. Wyryto na niej jakiś symbol, niezwykle zawiły i niepodobny do żadnego magicznego pisma, o jakim słyszała. Lewa dłoń pozostawała naga i Jesmin sądziła, iż domyśla się, do czego służy osobliwa plecionka. U boku Thora nie dojrzała jednak żadnej broni, a już na pewno nic, co przypominałoby osławiony młot. Z westchnieniem usiadła pomiędzy braćmi i nie czekając na własne nakrycie sięgnęła po kawałek solonego łososia. Była tak głodna, że nie miała ochoty się odzywać, ani nawet myśleć. Doczekała się w końcu własnego talerza, a Gromowładny podsunął jej półmisek z pieczenią. W trakcie posiłku zaczęła stopniowo odzyskiwać dobry nastrój i zadawać więcej pytań, nie tylko dotyczących boskiego pochodzenia swoich kompanów, ale również bardziej neutralnych, takich, jakie zadaje się zwykle nowo poznanym ludziom, chcąc zaznajomić się z  ich osobowością i poglądami. Obaj Asowie byli wykształceni i inteligentni, choć w zupełnie różny sposób, odzwierciedlający ich temperamenty. Loki często zabierał głos w sprawach obojętnych, nie wymagających wyjawiania informacji o sobie samym. Kiedy temat stawał się bardziej osobisty, z zadowoleniem zdawał się na Thora, który zatracał się w opowieściach o swoich czynach i przygodach, ratując tym samym brata od niechcianych wyznań, przy czym, trzeba zaznaczyć, że wywody te były naprawdę interesujące i barwne. Asowie również pragnęli się dowiedzieć czegoś o Jesmin, odpowiadała więc, nie kryjąc niczego.
- Jak na krótki czas ludzkiego żywota udało ci się dokonać wiele dobrego. – Stwierdził bóg piorunów, kiedy skończyła swoją historię. – Wiele wybitnych jednostek jest w Mitgardzie niezrozumianych i wręcz prześladowanych z powodu talentu, lub inteligencji. Zastanawiam się, czy to tylko ludzkie ograniczenie, czy może każda istota instynktownie lęka się tego, czego nie rozumie.
Jesmin przyjęła jego słowa z wdzięcznością, nawet, jeśli były tylko próbą pocieszenia. Loki nie powiedział nic, tylko wpatrywał się w nią, jakby między słowami próbował wyczytać coś więcej. Denerwowało ją to. Odwzajemniła jego spojrzenie i również spróbowała dostać się w głąb, do ukrywanych przez niego myśli. Wyprostował się natychmiast i jakby wzniósł jakąś barierę wokół siebie. Czuła, że może ją przekroczyć, ale zdecydowała się tego nie robić. Kłamca najwyraźniej zrozumiał aluzję, bo przestał wywierać wpływ na jej umysł.
- Powiedziałam wszystko szczerze, bez ukrywania czegokolwiek. – Zauważyła spokojnie. – Jeśli pragniesz wiedzieć coś jeszcze, proponuję zapytać.
Naprawdę doceniała poczucie wspólnoty, a jednak miała zamiar zachować nieco prywatności, tym bardziej, że Trickster cenił swoją wręcz przesadnie. Uśmiechnął się przepraszająco i skinął głową na znak zgody.

* * *

Kiedy jadalnia opustoszała, trójka „rodzeństwa” postanowiła przenieść się do jednego z pokoi. Tutaj mogli rozmawiać bardziej swobodnie i Jesmin nie widziała nic zdrożnego w tym, że w jej sypialni przesiaduje dwóch obcych mężczyzn. W istocie, zachowywali się po dżentelmeńsku i kilka razy upewniali się, czy ich odwiedziny nie urażą młodej kobiety. Teraz spędzali czas w dość luźnej atmosferze, Choć kilka razy dało się zauważyć ponaglające spojrzenie Thora i odpowiedź w postaci uspokajającego gestu Lokiego. W końcu Bóg gromów wstał i zaczął się żegnać.
- Wybaczcie, ale zachowanie siły wymaga dłuższego odpoczynku. Opuszczę was teraz. Bracie – zwrócił się do Kłamcy. – Zajrzyj do mnie jeszcze, zanim też udasz się na spoczynek. Mamy pewna rozmowę do załatwienia.
Drzwi zamknęły się za nim i zapadła cisza, która zwykle poprzedza kluczowe wydarzenia.
- Co ze mną będzie? – Zapytała w końcu Jesmin. Loki zastanowił się chwilę.
- Nie wiem jeszcze. – Przyznał. – Na pewno jesteś zbyt… unikatowa, żeby po prostu pozwolić ci siedzieć w jakiejś zapadłej dziurze i leczyć wieśniaków. Zresztą – dodał – chyba już nie chciałabyś tego robić.
- Raczej nie.
- Widzisz – westchnął zmartwiony. – Na tę chwilę nie mogę ci wiele obiecać, ale zrobię wszystko, aby twoje talenty nie zmarnowały się. Nawet nie wiesz, jakie to ważne.
- Co zamierzasz? – Zapytała tak szybko, że odruchowo otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale zreflektował się szybko.
- Na razie nie mogę ci powiedzieć. Musisz po prostu mi zaufać.
Uśmiech, jaki pojawił się na twarzy dziewczyny miał w sobie tak wiele goryczy i ironii, że Trickstera ogarnął dziwny lęk, bo w jakimś stopniu poczuł, jakby spoglądał w lustro.
- Ach, tak? Zaufać… - Powiedziała z przekąsem. – Zapewne dać sobie jeszcze trochę pogrzebać w głowie, co? Dlaczego sądzisz, że masz monopol na tajemnice i prywatność? Twierdzisz, że czujesz to samo, co ja, ale nie pozwalasz niczego się dowiedzieć o sobie, a teraz mówisz o zaufaniu? Chciałabym, naprawdę, ale nie dajesz mi żadnych podstaw.
Nieoczekiwanie dla samego siebie, Loki poczuł zawstydzenie. To prawda, tyle prawił o pokrewieństwie, jednak zachowywał wobec młodej czarownicy taki sam dystans, jak wobec zwyczajnych ludzi. Chyba po raz pierwszy zrozumiał, jak wiele trzeba dać drugiej osobie, by zasłużyć na zaufanie. Jesmin, nie czekając na jego reakcję, podjęła decyzję i zdecydowanie uścisnęła dłoń boga kłamstwa. Przypomniała sobie wzmocniony poprzez dotyk kontakt…

            Siedzę na końskim grzbiecie, czując irytację i świadomość celu. Świat skąpany jest jeszcze w mroku nocy, lecz coś nieuchwytnego pozwala stwierdzić, że bliżej jest poranka niż zmierzchu. Daleko przede mną kobieca postać biegnie w stronę czarnej ściany lasu. Dopędzam ją bez trudu. Bije od niej aura strachu i poczucia winy, jednak nie wywołuje to we mnie poruszenia. Z moich ust dobywają się miłe słowa, choć ton wyraża tłumioną złość, ale zapłakana kobieta nie zauważa tego. Uspokaja się i zaczyna zdejmować odzienie. Brzydzi mnie to, ogarnia mnie wściekłość i gorycz. Widzę swoje palce, zaciskającą się na jej gardle.
- Mów! Co sprawiało, że wzdrygałaś się, patrząc na mnie! – Mój głos brzmi jak charkot, dobywający się z paszczy zwierzęcia.
- Chłód. – Pada odpowiedź. Coś pęka we mnie, czerwone plamy zaczynają tańczyć mi przed oczami. Staję się czymś, czego sam nie potrafię nazwać. Ściskam mocniej, a moja dłoń bez trudu miażdży delikatną krtań. Jedno szarpnięcie i kręgosłup pęka z trzaskiem jak sucha gałąź. Ciało pada u mych stóp, a ja wpatruję się w nie, w tę lalkę z przetrąconym karkiem i próbuję poczuć cokolwiek, choćby dziecięcy żal za zepsutą zabawką. Jednak wszystko, co gości we mnie to chłód, obejmuje mnie, ogarnia ciało i umysł, nie wywołując przy tym uczucia zimna. Po prostu jest mną, a ja istnieję w tej postaci, odległy i bezduszny...

            Loki z trudem powstrzymał się, by nie cofnąć ręki. Dręczące go wspomnienie ostatnich dni odezwało się z całą mocą, ukazując się dziewczynie niczym sztandar tego, kim naprawdę jest Kłamca – nie sprytnym kpiarzem, tricksterem o ciętym języku, ale czymś potwornym, jak żyjące pod głazami oślizgłe, zimne stworzenia, wywołujące instynktowny dreszcz obrzydzenia w każdym, kto się z nimi zetknie. Starał się pokryć żal i rozgoryczenie maską obojętności, ale widział w jej wzroku, że wie już wszystko, zna ten mętlik, sprzeczność jego natury. Puściła jego dłoń, lecz nie wyglądała na zszokowaną ani przerażoną. Prawdę mówiąc sprawiała wrażenie intensywnie zamyślonej.
- I co? Zajrzałaś do umysłu boga. – Nie potrafił wyzbyć się szyderczej nuty. – Jesteś zawiedziona?
- Jakie mam do tego prawo? – Odparła spokojnie. – Nie obiecywałeś mi niczego, nie dawałeś żadnych fałszywych zapewnień. Uczucie zawodu to domena egocentryków.
Widząc jego zaskoczony wzrok, Jesmin pojęła, jak przełomowe i traumatyczne było dla Asa to wydarzenie.
- Loki – Zaczęła stanowczym tonem. – mówisz do osoby, która dziś rano doprowadziła do zagłady całej wioski, a mimo to czuje się... w miarę normalnie. Jak wielką musiałabym odznaczać się hipokryzją, żeby cię oceniać? W dodatku uratowałeś mi życie.
- Właśnie! – Wybuchnął zupełnie nieoczekiwanie. – Pomyślałaś o tym? Byłem w twoich myślach, skąd wiesz, czy to, co spowodowało ich śmierć wyszło od Ciebie? Może po prostu skaziłem cię nienawiścią, manipulowałem tobą bez twojej wiedzy? Nawet, jeśli tego nie chciałem...
Nie odpowiedziała od razu, ale pozwoliła, by cisza uspokoiła nieco Kłamcę, dała mu czas na odebranie jej emocji, w których nie było złości, ani zaniepokojenia. W końcu uśmiechnęła się lekko.
- Byłoby to dla mnie bardzo wygodne – zaczęła. – Cała ta wina mogłaby spaść na kogoś innego... Na szczęście nie jestem ani tchórzem, ani idiotką.
Popatrzył na nią zaskoczony.
- Nie sugerowałem...
- Że co? Że nie potrafię rozpoznać własnych uczuć? Zrozum, swoimi czynami, doprowadzili, że w końcu ich znienawidziłam. Popchnąłeś mnie do działania, to prawda, ale to ja podjęłam decyzję i nie zamierzam teraz unikać odpowiedzialności za nią, a tym bardziej obarczać tym ciebie. Z tego, co widzę, wystarczająco gryzą cię własne błędy. Poza tym – dodała łagodniejszy tonem – moja odpowiedź brzmi „nie”.
- Odpowiedź na co? - Zapytał Loki nieco zdezorientowany.
- Nie jestem zawiedziona. Nie boję się i nie czuję obrzydzenia.
- Ja chyba czuję.
- Nie jestem tobą.
Przez chwilę mierzył ją wzrokiem, jakby z zamiarem wypowiedzenia jeszcze jakichś słów, podważenia tego, co usłyszał do tej pory, lecz zrezygnował przytłoczony nieoczekiwaną dla niego koleją ostatnich zdarzeń.
- Wyglądasz na zmęczoną. – Zmienił temat. – Powinnaś się położyć. Zbyt często zapominam, jak delikatni jesteście.
Wstał i zbliżył się do drzwi.
- Loki… - Zaczęła Jesmin, podchodząc do niego. Odwrócił się.
- Dziękuję. – Powiedziała i bezceremonialnie zarzuciła mu ramiona na szyję. W geście tym było tyle naturalności, że odruchowo objął ją i oparł policzek o jej włosy.
- Za co? – Wyszeptał, bojąc się, że głos go zawiedzie.
- Za odrobinę zaufania. Mogę ci teraz obiecać własne.
- Więc to ja dziękuję. – Dziwny uścisk w gardle nadal nie chciał przejść. Loki niechętnie puścił dziewczynę.
- Dobrej nocy. – Wychodząc posłał jej uśmiech, który miał dodawać otuchy, lecz w rzeczywistości wypadł trochę niepewnie.

* * *


- Loki, nie zrozum mnie źle, ale czy tym razem twoja zdolność oceny sytuacji, nie jest trochę… no, nadwyrężona. – Thor z zatroskaną miną patrzył na brata i zastanawiał się, jak wyperswadować mu usłyszany właśnie pomysł.
- To taka dyplomatyczna wersja „czyś ty rozum postradał?!”? – Zakpił Trickster. – Wyrabiasz się, mój drogi.
Gromowładny nie wytrzymał.
- Chcesz zabrać tę ludzką kobietę do Asgardu! – Niemal wykrzyknął. – Już samo to jest niezgodne z tradycją, a ty jeszcze mówisz, że pragniesz, by została twoją uczennicą. I to ja mam, usankcjonować tę decyzję, nadużywając nadanego mi przez Ojca prawa do działania w jego imieniu.
- Nie nadużywać. Masz Herfód. Twoja wola jest wolą władcy dziewięciu światów. – Zauważył Kłamca spokojnie. – Ojciec powierzył ci go, dając tym samym do zrozumienia, że uszanuje każdą twoją decyzję.
- Mam go na wypadek sytuacji krytycznej. A „dawać do zrozumienia” to cholernie ryzykowne stwierdzenie, jeśli chodzi o naszego ojca.
Loki zamyślił się. Naprawdę nie chciał, by brat nadstawiał za niego karku przed Odynem, a jednocześnie wiedział, że bez uprawomocnienia ich działań, Jesmin wyleci z Asgardu w trybie natychmiastowym. Musiał wyłożyć swoje argumenty przystępnie i bez zdenerwowania.
- Wysłuchaj mnie chociaż. – Poprosił. – Wiem, że to może brzmieć jak szaleństwo, ale ta kobieta naprawdę może nam pomóc. Nasz przeciwnik wyczuwa z daleka każdego, kto pochodzi z innych światów. Ona jest człowiekiem i jedyne, co ją wyróżnia, to niezwykły poziom magicznej mocy, a jeśli moje przypuszczenia, co do tożsamości stojącego za tym wszystkim Thursa są słuszne, to jej energia zafascynuje go, uśpi jego czujność. Będzie chciał ją przeciągnąć na swoją stronę.
Zdziwienie zagościło na twarzy boga gromów. Z tego, co wiedział, żadne natężenie magicznej mocy osiągalne dla mieszkańca Mitgardu nie plasowało się nawet w pobliżu tego, co reprezentował sobą przeciętny adept sztuki z Wysokich Światów. W pragnieniu brata, by nauczać nowo poznaną dziewczynę doszukiwał się raczej przyziemnych motywacji, lecz wypowiedziane przed chwilą słowa kazały mu zastanowić się nad tym poglądem.
- Chcesz powiedzieć…
- Pamiętasz, jak powiedziałem jej, że nasze moce są równie silne? – Zapytał Loki z pasją, zapominając o postanowieniu bycia spokojnym. – Przypuszczałeś wtedy, że kłamię, tak? Miałeś rację. Problem w tym, że prawda jest bardziej zaskakująca. Thorze, ta dziewczyna, człowiek, miałaby szansę kiedyś przerosnąć mnie, tak jak ja zaczynam przerastać mego własnego mistrza! Naprawdę sądzisz, że możemy zrezygnować z takiego sojusznika?
Gromowładny zagryzł wargę. To, co usłyszał, było… mocnym argumentem. Potrzebowali kogoś, kto byłby na zewnątrz całego konfliktu – nierozpoznawalny, nie budzący podejrzeń. W całej tyradzie Trickstera przebrzmiewał jednak ton osobistego pragnienia.
- I to jest właśnie cała prawda? – Zapytał z niedowierzaniem. – Dobro Asgardu i Dziewięciu Światów?
Ku jego zaskoczeniu Loki bez oporów zaprzeczył.
- Nie, to jest część, którą przedstawię Ojcu. Tobie obiecałem szczerość w zamian za zaufanie przez jeden, krótki dzień.
Thor pamiętał o obietnicy, a jednak nie wierzył, że tak łatwo wyegzekwuje jej spełnienie. Nie rozumiał zmiany w zachowaniu brata, ale propozycję otwartości przyjął z zadowoleniem. Młodzieniec usiadł i westchnął ciężko, jakby w próbie znalezienia odpowiednich słów.
- Nie wiesz wiele o magii – Zaczął wreszcie. – Nie rozumiesz tego, co dzieje się między mistrzem a uczniem, dlatego ciężko będzie to wytłumaczyć. Potrzeba skupienia, pewnego rodzaju zespolenia, by zgrywać zaklęcia, gesty i myśli. Między mną a Jesmin zachodzi niesamowite pokrewieństwo mocy, połączenie, jakie między przypadkowymi magami wymaga wielu lat ćwiczeń i ogromnej dyscypliny, między nami jest tak proste, jak podanie komuś dłoni. To jest być może jedyny przypadek na cały wszechświat, więcej niż więzy krwi, czy jakiekolwiek inne. – Poddał się. – Nie jestem w stanie ci tego wyjaśnić w taki sposób, żebyś choć po części zrozumiał. Pragnę ucznia, tak naprawdę chcę tego już od dłuższego czasu, a ona została stworzona do tej roli. Taka jest prawda.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Loki z zacięciem wpatrywał się we własne buty, a bóg piorunów poczuł, że po raz pierwszy mógłby zrobić coś, co uczyni jego brata szczęśliwym. Przypomniał sobie wiecznie niezrozumianego, młodego chłopca, z którego w swej szczeniackiej głupocie naigrywał się trochę, a który dla wszystkich był niczym obcy ptak w ich gnieździe. W tym momencie podjął decyzję.
- Zgoda. – Rzekł. – Narażę się Wszechojcu, nadużyję władzy i stanę za Tobą murem. Ale mam jeden warunek.
- Tak? – Kłamca poderwał głowę z wyrazem radosnego zaskoczenia.
- Do niczego jej nie zmusimy. Musi dobrowolnie opuścić ten świat i podążyć za tobą. Myślisz, że to zrobi? Ludzi przeraża nieznane, ale jeśli ma być naszą sojuszniczką, powinna wykazać się nie tylko siłą, lecz także odwagą, wykraczającą poza swój gatunek.
- Zgodzi się. – Zapewnił Loki, mając nadzieję, że ton głosu nie zdradzi niepewności. – Ręczę za to.

* * *

            Noc zapadła na dobre, gdy młody mężczyzna opuścił swój pokój i cichym krokiem przemierzał pusty korytarz. Uśmiechnął się do siebie na myśl o podobieństwie swego zachowania, z przygodą w poprzednim zajeździe. Miał tylko nadzieję, że tym razem nie zakończy się to katastrofą. Długo myślał nad słowami Thora i wnioski, jakie wyciągnął skłoniły go do tych ukradkowych wędrówek. Podszedł do drzwi i położył rękę na framudze. Klucz tkwiący od wewnętrznej strony przekręcił się cicho. Loki wszedł do pokoju i stanął nad łóżkiem śpiącej kobiety. Przez dłuższą chwilę przyglądał się zarysowi jej sylwetki i wspaniałym, czarnym włosom, które do snu splotła w gruby warkocz. Ramiona miała nagie, co sugerowało, że nie skorzystała z nocnej bielizny, oferowanej gościom gospody. Przymknął oczy i odetchnął głęboko. Nie potrafił pozostawić jej decyzji, po prostu nie był w stanie zaryzykować. Szanse, iż zgodziłaby się na podróż do Asgardu nie były małe, jednak pragnął pewności, że otrzyma to, na czym mu zależało. Teraz był jedyny moment, w czasie, gdy jej uśpiony umysł otwierał się, rezygnował z obrony. Choć Kłamca pocieszał się, że to tylko drobne zabezpieczenie, zaledwie nakierowanie jej umysłu na właściwy tor, gryzło go sumienie.
- Wybacz, nie mogę. – Jego szept był ledwie słyszalny. – Przepraszam.
Pochylił się nad dziewczyną i zaczął powtarzać słowa, które miały wryć się w jej podświadomość.
- Decyzja… Nieodparta chęć przyjęcia propozycji. Zadam pytanie, a ty odpowiesz „tak”. Pragniesz tego. Strach nie będzie ważny. Zaufasz mi…
Wyprostował się, uznawszy swoje zadanie za zakończone. Stłumił w sobie poczucie winy. Musiał tym razem dostać to, czego chciał i nie zgadzał się, by odebrał mu to jej zwykły, ludzki strach przed nieznanym.

niedziela, 3 listopada 2013

IV. Prawda


W końcu. Tak strasznie długo mi się pisało, bynajmniej nie ze względu na brak pomysłów, ale raczej na kompletny nieporządek w głowie. Poza tym musiałam zawrzeć w nim pewne wyjaśnienia, które same w sobie nie wydają się skomplikowane, a jednak wymagały pewnych przemyśleń co do tego, jak właściwie będzie funkcjonowało moje uniwersum. Nie chciałam najpierw czegoś napisać, a potem wykazywać się niekonsekwencją, gdyby okazało się to destruktywne dla fabuły :). Trwało to wieki, ale w końcu ogólne założenia świata zaczęły być całkiem spójne i mogę pisać dalej bez obaw, że przydarzy mi się coś, co zgwałci całkowicie logikę opowiadania.






IV. Prawda

            Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowała jej świadomość było jednostajne kołysanie. Próba otwarcia oczu okazała się niezwykle bolesna, mimo, iż blask słońca łagodziła gęsta warstwa chmur. Przypominała sobie coś, jakieś potworne wizje, ale nie potrafiła poskładać ich w sensowną całość... Usłyszała głos, który najpierw wydawał się brzmieć wprost w jej głowie, jednak po chwili zrozumiała, że po prostu opiera się o klatkę piersiową mówiącego.
- Chyba się budzi. Zwolnijmy.
Postanowiła rozewrzeć powieki, mimo bólu, jaki sprawiało światło, ponieważ trzymanie zamkniętych oczu wzmagało ohydne uczucie spadania, jakby wlała w siebie mnóstwo alkoholu. Co się działo? Nic przecież...
W tej samej chwili wspomnienie spadło na nią niczym ciężar, a oderwane fragmenty wskoczyły na swoje miejsca, tworząc upiorny obraz niedawnej masakry. Poderwała się i rozejrzała spanikowana. Siedziała na końskim grzbiecie, a raczej przewieszała się przez niego bezwładnie, podtrzymywana ramieniem czarnowłosego mężczyzny.
- Zatrzymaj się! Stój! Ja muszę...– Wykrzyknęła niewyraźnie. Zbierało jej się na mdłości, a histeryczny płacz utrudniał oddychanie. Młodzieniec, nie okazując żadnych emocji, zatrzymał się jednak i uczynił delikatny gest, pozwalając jej na zejście z wierzchowca. Zeskoczyła i odeszła kilka metrów dalej, choć miała nogi jak z waty. Oparła się o pobliskie drzewo i pochyliła próbując zwymiotować, ale jej żołądek był zupełnie pusty po kilku dniach głodowania w celi. Gwałtowne skurcze wycisnęły łzy z oczu, a po chwili zmieniły się w rozpaczliwe łkanie. Upadła na kolana, szlochając bezsilnie nad wszystkim co się stało – na ludźmi z wioski, swoją własną duszą, ciągiem zdarzeń, który doprowadził do tragicznego końca. Najbardziej jednak płakała nad swoimi rodzicami i nauczycielem, którzy poświęcili całe swoje życie, by wychować ją na dobrego człowieka, i których zawiodła w tej jednej, decydującej chwili.
- Całkiem nieźle to znosi. – Stwierdził Loki, wygodnie usadowiony w siodle.
- Tak sądzisz? – Thor z powątpiewaniem przypatrywał się skulonej na skraju lasu postaci. – Mnie się wydaje, że jest bliska załamania.
- Zobaczysz, zaraz dojdzie do siebie. – Odparł z uśmiechem, który w tej sytuacji wydawał się zupełnie nie na miejscu. Gromowładny zaniepokoił się. Widział ten wyraz na twarzy brata zdecydowanie zbyt wiele razy i zawsze kojarzył mu się z kotem, który właśnie zagonił do kąta bezbronną mysz.
- Po co właściwie ją zabrałeś? – Zapytał i od razu pożałował własnej prostolinijności. Jeśli Loki był skłonny wyjawić swoje motywy, teraz na pewno zamknie się jak ostryga, skłamie, lub obróci pytanie w żart. Tak reagował na każdy przejaw dociekliwości. Zwykle najlepiej było nie okazywać zainteresowania, ale Thor często o tym zapominał.
- Wiesz, sam mówiłeś, że dobrze mi zrobi kobiece towarzystwo. – Zaśmiał się Kłamca nieszczerze. Po chwili jednak jego twarz przybrała wyraz powagi i głębokiego zamyślenia. Wiedział, czego chce, ale miał związane ręce. Jedynym sposobem na zrealizowanie swoich planów była pomoc brata i jego wstawiennictwo u Odyna. Co ciekawe, przy okazji dążenia do egoistycznych celów mógł naprawdę przysłużyć się interesom Asgardu. Rozwiązanie było może nieco nietypowe, ale zaoszczędziliby wiele trudu i ofiar. Loki westchnął. Jeszcze wczoraj mieszkańcy Midgardu byli dla niego miotającymi się bezmyślnie marnymi kopiami bogów, a teraz miał przekonywać Wszechojca do pokładania wiary w jednego z nich. Nie, zdecydowanie łatwiej pójdzie mu wpłynąć na brata. Niech resztę załatwi pierścień.
            Rozdzierający płacz powoli ucichł. Asowie popatrzyli na siebie znacząco.
- Mówiłem, że nic jej nie będzie. – Stwierdził Loki i zeskoczył na ziemię. – Pójdę z nią porozmawiać.
- I co zamierzasz powiedzieć? – Zapytał bóg gromów, również schodząc z konia. Trickster wykrzywił usta w ironicznym grymasie.
- Wyjątkowo prawdę. – Odparł spokojnie.
- Co takiego? – syknął Thor i przystanął gwałtownie. – Zwariowałeś?! Mieliśmy...
- Słuchaj – na twarzy Lokiego pojawił się wyraz irytacji i znużenia – naprawiałem twoje błędy wiele razy, o nic nie prosząc, ostatni raz całkiem niedawno. Jeśli chodzi o nasze rozkazy, już wczoraj złamaliśmy najważniejszy z nich, a dzisiejszy dzień zdecydowanie rozpoczął się niekonwencjonalnie. Musimy improwizować, a w tym, bez urazy, nie jesteś zbyt dobry, więc mógłbyś po prostu mi zaufać. Nie jesteś idiotą, wiesz, że mam swoje powody i obiecuję, że zdradzę ci je jeszcze dzisiaj, tylko daj mi trochę czasu. Jeden dzień zaufania, to wszystko, o co proszę.
Żarliwy wydźwięk tych słów sprawił, że Thor przyjrzał się uważnie bratu. Lokiemu na czymś zależało i to nie dla jakiegoś planu, czy skomplikowanego celu, ale... emocjonalnie. To było niecodzienne, Kłamca zwykle okazywał daleko posunięte lekceważenie dla wszystkiego, a teraz w jego oczach pojawił się lęk, że mógłby utracić coś, co jest dla niego ważne. Dziewczyna...? Nie, to zupełnie niedorzeczne, była piękna, to prawda, ale tu chodziło o coś dużo większego niż zwyczajne zadurzenie. Gromowładny położył rękę, na jego ramieniu, choć wiedział, że takie gesty spotykały się z niechęcią chłodnego z natury Lokiego. To był jednak moment, kiedy choć odrobinę zdołał się otworzyć i Thor czuł, że jeśli nie okaże lojalności teraz, utraci szansę porozumienia się z bratem być może na zawsze.
- Wybacz, powinienem bardziej pokładać w tobie wiarę. – Powiedział i skinął przyzwalająco głową. Loki podszedł do siedzącej na trawie kobiety, która teraz trochę już spokojniejsza, wpatrywała się w przestrzeń, jakby starała się wyłączyć myśli.
- Jak się czujesz? – Zapytał, czując w tej chwili, że wszystkie jego osławione zdolności retoryczne sprowadziły się do zadania najgłupszego pytania pod słońcem. Dziewczyna najwyraźniej też tak uważała, bo spojrzała na niego z wyrazem niedowierzania i potępienia jednocześnie. Właściwie to dobry znak, chyba zaczęła naprawdę wracać do równowagi. Musiał przyznać, że zadziwiała go ludzka zdolność do przechodzenia do porządku dziennego nad tragedią. Być może wiązało się to z ich krótkim życiem. Nieśmiertelny może rozpaczać setki lat, człowiek po prostu spycha swoje demony w podświadomość i pozwala jej się z nimi uporać.
- Jak morderca. – Odpowiedziała z udawanym spokojem. – Co mam jeszcze powiedzieć? Nie zamierzam już mdleć i płakać, jeśli o to pytasz.
Odruchowo zwróciła się do niego, pomijając wszelkie konwenanse. Biorąc pod uwagę ich niedawną „rozmowę” za pomocą myśli, uznała, że ma do tego prawo. Nie potrafiła się powstrzymać, żeby nie zadać podstawowego pytania, jakie cisnęło jej się na usta.
- Dlaczego mi pomogłeś? – Zabrzmiało to jak wyrzut. Być może było nim w istocie, nie potrafiła bowiem przestać myśleć, że gdyby nieznajomy nie sprowokował jej reakcji, byłaby teraz martwa, a wszyscy ci ludzie... mogliby dalej żyć. Właściwie powinna zapytać, co sprawiło, że jej życie było więcej warte, ale tak naprawdę znała odpowiedź i bała się jej. Czuła dalej to dziwne zespolenie, pokrewieństwo, choć teraz, gdy znajdowała się blisko niego, nie wywoływało ono już tak intensywnych przeżyć. Po prostu istniało.
Nie spodziewała się, że mężczyzna odpowie i tak też się nie stało. Zamiast tego zobaczyła przed sobą wyciągniętą dłoń, którą ujęła po chwili wahania i podniosła się. Kiedy napotkała wzrokiem bliźniaczo podobne do swoich, jadowicie zielone tęczówki, uderzyła ją znowu ta emocja, chęć porozumienia. Zmieszała się.
- Wybacz mi. – Powiedziała, spuszczając głowę. – Nie chciałam być opryskliwa. Dziękuję ci za ratunek.
W uśmiechu, który rozjaśnił twarz młodzieńca, nie było ani odrobiny ironii i goryczy, jaką widziała wcześniej. Nadal trzymał jej dłoń, co wzmacniało przechodzące między nimi sygnały. Chcąc wypróbować nowo poznane możliwości, wypowiedziała w myślach swoje imię.
- Jesmin. – Odezwał się spokojnie i nieoczekiwanie cofnął rękę. Zmarszczyła brwi, bo akurat zaczęły docierać do niej niewyraźne obrazy i emocje, kiedy zerwał kontakt.
- Jesmin – powtórzył, zmieniając intonację i zwracając się teraz do niej, jakby miał zamiar coś wytłumaczyć. Zawahał się. – twój umysł jest otwarty, twoja wiedza na... tematy nadnaturalne niezwykła. Jak wiele jesteś w stanie zaakceptować?
- Nie rozumiem – odparła skołowana – co...
- Wyjawię ci teraz nasze imiona, nic więcej. Sama zdecydujesz, co jesteś w stanie przyjąć, a co odrzucić.
Uniosła brwi, nie rozumiejąc wiele z jego wypowiedzi. Czekała. Mężczyzna westchnął, jakby nabierał powietrza przed skokiem do wody.
- Nazywam się Loki, a to – wskazał ręką na swego towarzysza, który podszedł o kilka kroków. – jest mój brat, Thor.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była wręcz namacalna. Dziewczyna znała opowieści o dawnych bogach, była niezwykle wykształcona jak na kogoś swojego stanu, a teraz niemal widać było, jak jej umysł pracuje intensywnie, próbując odnieść się do usłyszanej właśnie prawdy. Miała wielką moc, za pomocą której czuła, że ich aura nie jest podoba do ludzkiej, więc nie mogła potraktować jego wypowiedzi jak żartu czy kłamstwa. Po nieskończenie długim czasie, gdy po prostu przyglądała się im beznamiętnie, przymknęła oczy i parsknęła śmiechem, wyrażającym całkowitą bezradność. Loki pomyślał przelotnie, jak dziwnie i groteskowo musiałaby wyglądać ta scena dla postronnego obserwatora – trzy postacie, stojące jak słupy na skraju drogi, niczym aktorzy z marnego teatru.
- Co mam zrobić? – Zapytała rozpaczliwie Jesmin. Nie chciała teraz zgłębiać pochodzenia swoich tajemniczych wybawicieli. To było tchórzostwo, tak, ale po prostu nie była gotowa na kolejne rewelacje. Otępiała po przeżytym szoku, przyjmowała sytuację ze skrajnym spokojem, skupiając się na praktycznych aspektach. Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia, przy czym na twarzy Thora malowała się pewna ulga. Podszedł bliżej i skłonił głowę z szacunkiem, jaki w ich ojczyźnie był przynależny magom. Speszona kobieta dygnęła przed nim głęboko.
- Panie, zaszczytem jest poznać cię. Wybacz, że zaniedbałam należnych  wyrazów poważania, jednak sytuacja przerosła mnie nieco. – Przemówiła dworskim językiem, mając nadzieję, że nauki, jakie pobierała nie poszły w las. Na twarzy jasnowłosego olbrzyma ujrzała uśmiech tak szczery i promienny, że ogarnęło ją nieodparte wrażenie, iż ma przed sobą małego rozradowanego chłopca, nie zaś rosłego mężczyznę.
- Ależ, moja droga. W niczym mi nie uchybiłaś. Proszę, darujmy sobie ceremoniały na środku pustkowia. Zwracaj się do mnie tak, jak do mego brata. Po prawdzie bardziej przywykłem do żargonu z pola bitwy, niż do pałacowych przemów.
Jego sympatyczna bezpośredniość podziałała rozluźniająco. Na twarzy Jesmin pojawił się nieśmiały uśmiech, nadal jednak wyglądała na nieco zagubioną.
- W tej chwili naprawdę jesteśmy pośrodku niczego, więc proponuję, żebyś udała się z nami w dalszą drogę, przynajmniej do najbliższej osady. – Zaproponował Loki szybko, wykorzystując chwilową poprawę nastroju. Dziewczyna spojrzała na niego badawczo.
- A potem?
- To zależy. - Zastanowił się chwilę. – Od tego, czego się dowiesz i czy zdecydujesz się wykorzystać tę wiedzę. – Przygryzł lekko wargę, jakby zastanawiał się, czy wypowiedzieć następną myśl. – Nie ukrywam, że są pewne sprawy, które budzą moją ciekawość. Twoja osoba. Twoja moc.
- Mamy więc wspólne zainteresowania. – Odrzekła, podejmując decyzję. – Oferujesz mi wiedzę, a to jedyna rzecz, jakiej nigdy nie potrafiłam się oprzeć.
- Ruszajmy więc! – Zadecydował Thor. Niejasne sytuacje męczyły go, więc z zadowoleniem przyjął fakt, że mogą w końcu podjąć jakieś działanie. Poza tym zgłodniał i wizja kolejnego zajazdu wydawała się niezwykle kusząca.

            Jechali już jakiś czas w całkowitym milczeniu, które bóg piorunów przyjmował z męczeńską rezygnacją. Najwyraźniej ich towarzyszka podróży wykazywała podobieństwo do Lokiego również w tym irytującym aspekcie. „Daj spokój” – zreflektował się, przypomniawszy sobie o tragedii, jaką niedawno przeżyła. W tej sytuacji można zrozumieć niechęć do prowadzenia konwersacji.
Jednakże to właśnie Jesmin przerwała ciszę. Rozmyślała intensywnie od dłuższej chwili i zdecydowała, że chowanie głowy w piasek nie zmieni niczego, a jedynie dłużej utrzyma ją błądzącą po omacku wśród domysłów.
- Czy naprawdę jesteście bogami? – Rozpaczliwa szczerość pytania na moment wprawiła ich w lekkie osłupienie. Nawet Loki nie spodziewał się, że dziewczyna zapragnie odpowiedzi tak szybko i konkretnie.
- Tak. – Odparł Thor, jadąc obok. Jego brat zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- To nie takie proste. – Zaczął. – Część mitów i tego, co myślicie o Asach jest prawdą, ale wiele jest też błędów i niedomówień. Zastanów się, co rozumiesz, mówiąc „bogowie”.
- Czy stworzyliście ludzi?
- Nie. – Uśmiechnął się smutno. – Nie jesteśmy też wszechwiedzący i wszechmocni. Nie wiemy, jak powstało dziewięć światów i nieskończona liczba wymiarów. Nie wiemy, czy ktoś je stworzył.
Jesmin pokiwała głową z zastanowieniem.
- Tak, muszę przyznać, że jakoś nigdy nie przekonywało mnie twierdzenie, że niebo nad nami jest wydrążoną czaszką olbrzyma.
- To chyba dobrze o Tobie świadczy. – Roześmiał się Thor. – Niektóre z waszych mitów są niesamowicie naiwne, choć muszę przyznać, że mają swoisty urok.
- Następne. – Odezwał się Loki.
- Czym jest to, co czuję, co oboje czujemy? – Zapytała, patrząc mu w oczy tak intensywnie, że osławiony Kłamca stracił nieco pewność siebie.
- Nie mam wszystkich odpowiedzi  - zaczął powoli. – ale wiem, że istnieje coś, co nazywa się „pokrewieństwem mocy”. Niewiele o tym wiadomo i dotąd nie spotkałem nikogo, kto tego doświadczył. Magia przybiera jednak różne formy i może po prostu czasem, raz na wiele milionów możliwości zdarzają się dwie identyczne aury. Byłoby to nawet logiczne, zważywszy na wspólne źródło, z jakiego wywodzą się wszyscy obdarzeni tym darem. Bardziej dziwi mnie fakt, że natężenie twojej mocy jest niezwykle silne, pomimo, iż jesteś tylko człowiekiem.
- Jak silne?
- To, co zrobiłaś dzisiaj… – zaczął i widząc wyraz twarzy dziewczyny pożałował tak niefortunnego doboru słów. Coś go rozpraszało, nie potrafił wykorzystać swojej „srebrnej mowy”, skupić się. – Wybacz mi, nie miałem zamiaru przysporzyć ci bólu. Chodziło mi tylko o to, że to był jedynie mały fragment tego, co mogłabyś zrobić, wykorzystując całą posiadaną moc. Zauważyłaś z pewnością nasze fizyczne podobieństwo. Natężenie tej energii jest tak wielkie, że wpływa na materialną formę, zarówno twoją, jak i moją.
- To znaczy, że jestem równie silna jak ty?
Zawahał się przez krótki, ledwie zauważalny moment.
- Tak, nasze energie są… porównywalne we wszystkich aspektach. – Odparł nieco wymijająco. Te słowa zrobiły na niej wrażenie. Nagle zapragnęła wiedzieć więcej, o wiele więcej… Zawstydziła się. Po tym, co nastąpiło powinna czuć wstręt do swoich mocy, ale jakoś nie potrafiła. To, co powiedziała wcześniej, było prawdą: posiadała niesamowite pragnienie wiedzy, którego nie mogła powstrzymać, nie mogła zaspokoić. Loki nieoczekiwanie pochylił się nad nią.
- Dowiesz się wszystkiego, obiecuję. – Wyszeptał jej wprost do ucha. Podniosła na niego zdziwione spojrzenie. Wyprostował się, jak gdyby nigdy nic i tylko w kącikach jego ust czaił się lekki uśmiech.
- Jeszcze jakieś pytania? – Zapytał na głos.
- Gdzie leży Asgard? – Wypaliła. Ta kwestia męczyła ją już od dłuższej chwili.
- Ojcze drogi – jęknął Thor. – naprawdę potrafisz bezbłędnie wybierać kłopotliwe pytania. – powiedział ze śmiechem – Cieszę się, że obowiązku odpowiadania na nie podjął się mój rozmiłowany w księgach braciszek.
Jesmin zakłopotała się.
- To naprawdę takie trudne?
- Nie tyle trudne, co skomplikowane. Chodzi o to, że ludzka wiedza jest jeszcze nie rozwinięta, na wiele zjawisk nie posiadacie odpowiednich słów. To jest miejsce, gdzie magia łączy się z niezwykle zaawansowaną nauką. - Loki musiał przyznać, że chociaż tłumaczenie tego typu rzeczy było nieco nużące, to w głębi serca pochlebiała mu rola autorytetu. Poza tym były powody, aby traktować tę kobietę inaczej niż tłumy zabobonnych Mitgardczyków i wyjaśnić pewne sprawy w przystępny, lecz zgodny z prawdą sposób.
- Asgard leży daleko, na drugim krańcu kosmosu. Gdybyś dysponowała umiejętnością lotu, twoje życie przeminęłoby sto razy, a i tak niewiele zbliżyłabyś się do tego miejsca. Istnieje jednak to, co nazywamy Yggdrasil. Nie jest on, wbrew temu, co mówią wasze legendy, ogromnym drzewem, ale czymś w rodzaju sieci, która przenika zarówno wszechświat materialny, jak i inne rzeczywistości. Wiesz coś na temat wymiarów?
- Tak, z opowieści. Istnieją różne światy, które czasem zachodzą na siebie, lub między którymi ktoś o wielkiej mocy może stworzyć połączenie. W ten sposób przywołuje się na przykład dusze zmarłych, lub inne istoty. – Starała się odpowiedzieć najlepiej jak potrafiła. Bogowie dysponowali o wiele rozleglejszą wiedzą niż jakikolwiek człowiek, którego znała, a mimo to podejmowali trud rozmawiania z nią i nie chciała wykazać się ignorancją. Loki widocznie był z niej zadowolony, bo pokiwał głową z aprobatą.
- Na szczęście coś tam wiesz. Te przejścia są możliwe właśnie dzięki połączeniu przez Yggdrasil, a z naszej perspektywy ich otwarcie jest stosunkowo proste, wielu ludzkich magów dokonuje tej sztuki, ze szkodą dla nich samych, ponieważ kontaktują się ze światami często zbyt dla nich potężnymi i niezrozumiałymi. Wymyśliliście nawet mądre powiedzenie na ten temat „Ne invoces expellere non possis”*. Co więcej istnieją pewne miejsca, gdzie przejścia mogą powstawać naturalnie, nazywamy je potocznie „korzeniami”. Trzy największe istnieją kolejno w Muspellheimie, Niflheimie i Asgardzie. O pierwszym z tych miejsc nie wiemy nic, władzę nad nim sprawują Thursowie, którzy nie żyją z nami w przyjaźni. Natomiast w pozostałych wpływ Yggdrasila jest tak silny, że zmarli i inne istoty z poza tej płaszczyzny są tam równie materialnie jak każdy z nas...
- Tak, a jeśli chodzi o poruszanie się w przestrzeni... – mruknął Thor, widząc, że jego brat zaczyna się rozkręcać i niedługo zacznie opisywać powstanie wszechświata, a dla dziewczyny mogło być to trochę za dużo. W gruncie rzeczy potok słów Lokiego wzbudził w nim nie pozbawione wyrozumiałości rozbawienie. Zawsze z oczami utkwionymi w księgach, z pędem do olbrzymiej wiedzy, młody książę wychowywał się jednak wśród wojowników, którzy na chęć rozmowy o tajemnicach i traktatach reagowali raczej dyskretnym ziewaniem niż uwagą, magowie natomiast nie uważali go za godnego dyskusji, bynajmniej nie ze względu na jego brak wykształcenia, lecz na młody wiek. Przemawiał przez nich wyłącznie snobizm, bowiem Loki, choć sam był jeszcze uczniem, przewyższał wielu z nich zarówno poziomem mocy, jak i wiedzą. Tak więc całkiem naturalne wydawało się z trudem skrywane rozradowanie, z jakim przyjął tak oddanego słuchacza jak Jesmin.
Teraz z trudem wyrwał się z podjętego wątku.
- No właśnie, już do tego zmierzałem. – Zreflektował się. – Portale łączące odległe punkty w przestrzeni są niezwykle trudne do osiągnięcia i ustabilizowania. Stanowczo wykracza to poza ludzkie możliwości, lecz kilka innych ras zdołało wybudować urządzenia umożliwiające podróż. To wymaga pracy magów, ale również wynalazców i konstruktorów, znajomości wielu dziedzin z zakresu działania wszechświata. Portale, czy też tunele – jest to zdecydowanie  bardziej właściwe określenie – można otworzyć jedynie na krótki czas, potrzeba bowiem sporego nakładu mocy i naruszenia tkanki rzeczywistości. Czy to, co mówię jest dla Ciebie zrozumiałe?
- Tak, w większości. – Odparła kobieta nieco oszołomiona. – Czy dla podróży w przestrzeni też istnieją... jak wy to nazywacie, „korzenie”? Chodzi mi o miejsca, gdzie przejścia mogą się tworzyć naturalnie?
- Nic mi o tym nie wiadomo. – Odpowiedział Loki bez zastanowienia. – Gdyby tak było, niosłoby to spore zagrożenie ze strony przypadkowych, bądź wrogich podróżników, a jak dotąd nic takiego nie miało miejsca.
- Chyba dojeżdżamy do jakiejś osady. – Wtrącił Thor, patrząc gdzieś daleko na linię horyzontu. Jesmin, pomimo, iż wytężała wzrok, nie mogła dojrzeć nawet śladu jakichkolwiek domostw. Zmysły Asów musiały być niezwykle rozwinięte w porównaniu z ludzkimi.
- Tak, powinniśmy zanocować. Pewnie czujesz się zmęczona i głodna. – Loki z niepokojem obserwował jej bladą twarz i sińce pod oczami. Nowe reakcje zaskakiwały go. Był naturalnie przyzwyczajony do troszczenia się o innych – lekkomyślnego brata, wrażliwą matkę i kilka tych stworzeń, z którymi w jakiś sposób związał go los. Jednak ta troska zawsze była trochę powierzchowna, prawdziwa, lecz nie dotykająca samej jego istoty, nieco... chłodna. Potrząsnął głową, starając się wymazać spod powiek obraz pospolitej, choć ładnej kobiecej twarzy i zagłuszyć głos w głowie powtarzający jak echo to okropne słowo. Chłód.
W szmaragdowych oczach Jesmin dostrzegł zdziwienie. Zobaczyła ją, wychwyciła to, mimo, iż on sam tego nie chciał. Zirytowało go to, a jednocześnie przestraszyło. Jakie rzeczy była w stanie wyciągnąć z jego głowy, myśli, lęki i pragnienia, których nie chciał nigdy nikomu pokazywać? W co on, do jasnej cholery się pakuje? Z trudem skupił się na rzeczywistości, przywołując cokolwiek sztuczny uśmiech.
- Zanim spotkamy się z ludźmi, powinniśmy zadbać, żebyś była trochę bardziej... dopasowana.
Zatrzymał konia i pomógł jej zejść. Kobieta zawstydziła się, wiedząc, że ma na myśli jej proste odzienie, żałośnie kontrastujące ze wspaniałymi okryciami bogów. Co jednak mogła zdziałać w tym względzie i to na bezdrożach?
            Zanim zdążyła zastanowić się nad sytuacją, lekkie skinięcie maga załatwiło sprawę. Poczuła, jak materiał na jej ciele jakby wije się, choć pozostawał nieruchomy. Struktura rzeczy zmieniała się, skręcała, przybierając zupełnie nową formę. Jesmin spojrzała w dół, oglądając bogatą, choć praktyczną podróżną suknię w kolorze zieleni tak głębokiej, że zdawała się niemal czarna. Podniosła wzrok na Trickstera i zaśmiała się perliście.
- W waszych bajkach o wróżkach dających nieszczęśliwym dziewczynom ładne ciuszki jest trochę prawdy. – Rzekł, również rozbawiony. Czasami banalne wydarzenie jest w stanie ukoić nerwową i smutną atmosferę i wymazać rozterki za pomocą prostej, choć krótkotrwałej radości. Teraz także napięcie i powaga ostatnich godzin opadły z nich niczym niesiony długo ciężar.
- Oto cały Loki. – Gromowładny wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Nie okazuj zachwytu, Jesmin, popisuje się swoimi sztuczkami.
- Przynajmniej nie siłą mięśni. – Odparował Kłamca. – To dopiero widok. Nastroszony kogut w czerwonej pelerynie.
- Każdy ma swoje sposoby. Mój akurat działa. – Thor nie dał się zbić z tropu, uradowany braterskimi przepychankami. – Ale jedźmy już. Ta biedna dziewczyna ledwo stoi na nogach.
- Akurat, chodzi Ci wyłącznie o napełnienie własnego żołądka i poklepanie paru babskich tyłków. – zauważył Loki, ale posłusznie wsiadł na konia, uprzednio usadzając na nim wyczerpaną kobietę. – Pamiętaj tylko, jak to się skończyło ostatnim razem. – Dodał złośliwie, spinając wierzchowca i wymuszając na bracie dotrzymanie tempa.


* Ne invoces expellere non possis [łac.] - Nie przywołuj tego, czego nie możesz pokonać