niedziela, 3 listopada 2013

IV. Prawda


W końcu. Tak strasznie długo mi się pisało, bynajmniej nie ze względu na brak pomysłów, ale raczej na kompletny nieporządek w głowie. Poza tym musiałam zawrzeć w nim pewne wyjaśnienia, które same w sobie nie wydają się skomplikowane, a jednak wymagały pewnych przemyśleń co do tego, jak właściwie będzie funkcjonowało moje uniwersum. Nie chciałam najpierw czegoś napisać, a potem wykazywać się niekonsekwencją, gdyby okazało się to destruktywne dla fabuły :). Trwało to wieki, ale w końcu ogólne założenia świata zaczęły być całkiem spójne i mogę pisać dalej bez obaw, że przydarzy mi się coś, co zgwałci całkowicie logikę opowiadania.






IV. Prawda

            Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowała jej świadomość było jednostajne kołysanie. Próba otwarcia oczu okazała się niezwykle bolesna, mimo, iż blask słońca łagodziła gęsta warstwa chmur. Przypominała sobie coś, jakieś potworne wizje, ale nie potrafiła poskładać ich w sensowną całość... Usłyszała głos, który najpierw wydawał się brzmieć wprost w jej głowie, jednak po chwili zrozumiała, że po prostu opiera się o klatkę piersiową mówiącego.
- Chyba się budzi. Zwolnijmy.
Postanowiła rozewrzeć powieki, mimo bólu, jaki sprawiało światło, ponieważ trzymanie zamkniętych oczu wzmagało ohydne uczucie spadania, jakby wlała w siebie mnóstwo alkoholu. Co się działo? Nic przecież...
W tej samej chwili wspomnienie spadło na nią niczym ciężar, a oderwane fragmenty wskoczyły na swoje miejsca, tworząc upiorny obraz niedawnej masakry. Poderwała się i rozejrzała spanikowana. Siedziała na końskim grzbiecie, a raczej przewieszała się przez niego bezwładnie, podtrzymywana ramieniem czarnowłosego mężczyzny.
- Zatrzymaj się! Stój! Ja muszę...– Wykrzyknęła niewyraźnie. Zbierało jej się na mdłości, a histeryczny płacz utrudniał oddychanie. Młodzieniec, nie okazując żadnych emocji, zatrzymał się jednak i uczynił delikatny gest, pozwalając jej na zejście z wierzchowca. Zeskoczyła i odeszła kilka metrów dalej, choć miała nogi jak z waty. Oparła się o pobliskie drzewo i pochyliła próbując zwymiotować, ale jej żołądek był zupełnie pusty po kilku dniach głodowania w celi. Gwałtowne skurcze wycisnęły łzy z oczu, a po chwili zmieniły się w rozpaczliwe łkanie. Upadła na kolana, szlochając bezsilnie nad wszystkim co się stało – na ludźmi z wioski, swoją własną duszą, ciągiem zdarzeń, który doprowadził do tragicznego końca. Najbardziej jednak płakała nad swoimi rodzicami i nauczycielem, którzy poświęcili całe swoje życie, by wychować ją na dobrego człowieka, i których zawiodła w tej jednej, decydującej chwili.
- Całkiem nieźle to znosi. – Stwierdził Loki, wygodnie usadowiony w siodle.
- Tak sądzisz? – Thor z powątpiewaniem przypatrywał się skulonej na skraju lasu postaci. – Mnie się wydaje, że jest bliska załamania.
- Zobaczysz, zaraz dojdzie do siebie. – Odparł z uśmiechem, który w tej sytuacji wydawał się zupełnie nie na miejscu. Gromowładny zaniepokoił się. Widział ten wyraz na twarzy brata zdecydowanie zbyt wiele razy i zawsze kojarzył mu się z kotem, który właśnie zagonił do kąta bezbronną mysz.
- Po co właściwie ją zabrałeś? – Zapytał i od razu pożałował własnej prostolinijności. Jeśli Loki był skłonny wyjawić swoje motywy, teraz na pewno zamknie się jak ostryga, skłamie, lub obróci pytanie w żart. Tak reagował na każdy przejaw dociekliwości. Zwykle najlepiej było nie okazywać zainteresowania, ale Thor często o tym zapominał.
- Wiesz, sam mówiłeś, że dobrze mi zrobi kobiece towarzystwo. – Zaśmiał się Kłamca nieszczerze. Po chwili jednak jego twarz przybrała wyraz powagi i głębokiego zamyślenia. Wiedział, czego chce, ale miał związane ręce. Jedynym sposobem na zrealizowanie swoich planów była pomoc brata i jego wstawiennictwo u Odyna. Co ciekawe, przy okazji dążenia do egoistycznych celów mógł naprawdę przysłużyć się interesom Asgardu. Rozwiązanie było może nieco nietypowe, ale zaoszczędziliby wiele trudu i ofiar. Loki westchnął. Jeszcze wczoraj mieszkańcy Midgardu byli dla niego miotającymi się bezmyślnie marnymi kopiami bogów, a teraz miał przekonywać Wszechojca do pokładania wiary w jednego z nich. Nie, zdecydowanie łatwiej pójdzie mu wpłynąć na brata. Niech resztę załatwi pierścień.
            Rozdzierający płacz powoli ucichł. Asowie popatrzyli na siebie znacząco.
- Mówiłem, że nic jej nie będzie. – Stwierdził Loki i zeskoczył na ziemię. – Pójdę z nią porozmawiać.
- I co zamierzasz powiedzieć? – Zapytał bóg gromów, również schodząc z konia. Trickster wykrzywił usta w ironicznym grymasie.
- Wyjątkowo prawdę. – Odparł spokojnie.
- Co takiego? – syknął Thor i przystanął gwałtownie. – Zwariowałeś?! Mieliśmy...
- Słuchaj – na twarzy Lokiego pojawił się wyraz irytacji i znużenia – naprawiałem twoje błędy wiele razy, o nic nie prosząc, ostatni raz całkiem niedawno. Jeśli chodzi o nasze rozkazy, już wczoraj złamaliśmy najważniejszy z nich, a dzisiejszy dzień zdecydowanie rozpoczął się niekonwencjonalnie. Musimy improwizować, a w tym, bez urazy, nie jesteś zbyt dobry, więc mógłbyś po prostu mi zaufać. Nie jesteś idiotą, wiesz, że mam swoje powody i obiecuję, że zdradzę ci je jeszcze dzisiaj, tylko daj mi trochę czasu. Jeden dzień zaufania, to wszystko, o co proszę.
Żarliwy wydźwięk tych słów sprawił, że Thor przyjrzał się uważnie bratu. Lokiemu na czymś zależało i to nie dla jakiegoś planu, czy skomplikowanego celu, ale... emocjonalnie. To było niecodzienne, Kłamca zwykle okazywał daleko posunięte lekceważenie dla wszystkiego, a teraz w jego oczach pojawił się lęk, że mógłby utracić coś, co jest dla niego ważne. Dziewczyna...? Nie, to zupełnie niedorzeczne, była piękna, to prawda, ale tu chodziło o coś dużo większego niż zwyczajne zadurzenie. Gromowładny położył rękę, na jego ramieniu, choć wiedział, że takie gesty spotykały się z niechęcią chłodnego z natury Lokiego. To był jednak moment, kiedy choć odrobinę zdołał się otworzyć i Thor czuł, że jeśli nie okaże lojalności teraz, utraci szansę porozumienia się z bratem być może na zawsze.
- Wybacz, powinienem bardziej pokładać w tobie wiarę. – Powiedział i skinął przyzwalająco głową. Loki podszedł do siedzącej na trawie kobiety, która teraz trochę już spokojniejsza, wpatrywała się w przestrzeń, jakby starała się wyłączyć myśli.
- Jak się czujesz? – Zapytał, czując w tej chwili, że wszystkie jego osławione zdolności retoryczne sprowadziły się do zadania najgłupszego pytania pod słońcem. Dziewczyna najwyraźniej też tak uważała, bo spojrzała na niego z wyrazem niedowierzania i potępienia jednocześnie. Właściwie to dobry znak, chyba zaczęła naprawdę wracać do równowagi. Musiał przyznać, że zadziwiała go ludzka zdolność do przechodzenia do porządku dziennego nad tragedią. Być może wiązało się to z ich krótkim życiem. Nieśmiertelny może rozpaczać setki lat, człowiek po prostu spycha swoje demony w podświadomość i pozwala jej się z nimi uporać.
- Jak morderca. – Odpowiedziała z udawanym spokojem. – Co mam jeszcze powiedzieć? Nie zamierzam już mdleć i płakać, jeśli o to pytasz.
Odruchowo zwróciła się do niego, pomijając wszelkie konwenanse. Biorąc pod uwagę ich niedawną „rozmowę” za pomocą myśli, uznała, że ma do tego prawo. Nie potrafiła się powstrzymać, żeby nie zadać podstawowego pytania, jakie cisnęło jej się na usta.
- Dlaczego mi pomogłeś? – Zabrzmiało to jak wyrzut. Być może było nim w istocie, nie potrafiła bowiem przestać myśleć, że gdyby nieznajomy nie sprowokował jej reakcji, byłaby teraz martwa, a wszyscy ci ludzie... mogliby dalej żyć. Właściwie powinna zapytać, co sprawiło, że jej życie było więcej warte, ale tak naprawdę znała odpowiedź i bała się jej. Czuła dalej to dziwne zespolenie, pokrewieństwo, choć teraz, gdy znajdowała się blisko niego, nie wywoływało ono już tak intensywnych przeżyć. Po prostu istniało.
Nie spodziewała się, że mężczyzna odpowie i tak też się nie stało. Zamiast tego zobaczyła przed sobą wyciągniętą dłoń, którą ujęła po chwili wahania i podniosła się. Kiedy napotkała wzrokiem bliźniaczo podobne do swoich, jadowicie zielone tęczówki, uderzyła ją znowu ta emocja, chęć porozumienia. Zmieszała się.
- Wybacz mi. – Powiedziała, spuszczając głowę. – Nie chciałam być opryskliwa. Dziękuję ci za ratunek.
W uśmiechu, który rozjaśnił twarz młodzieńca, nie było ani odrobiny ironii i goryczy, jaką widziała wcześniej. Nadal trzymał jej dłoń, co wzmacniało przechodzące między nimi sygnały. Chcąc wypróbować nowo poznane możliwości, wypowiedziała w myślach swoje imię.
- Jesmin. – Odezwał się spokojnie i nieoczekiwanie cofnął rękę. Zmarszczyła brwi, bo akurat zaczęły docierać do niej niewyraźne obrazy i emocje, kiedy zerwał kontakt.
- Jesmin – powtórzył, zmieniając intonację i zwracając się teraz do niej, jakby miał zamiar coś wytłumaczyć. Zawahał się. – twój umysł jest otwarty, twoja wiedza na... tematy nadnaturalne niezwykła. Jak wiele jesteś w stanie zaakceptować?
- Nie rozumiem – odparła skołowana – co...
- Wyjawię ci teraz nasze imiona, nic więcej. Sama zdecydujesz, co jesteś w stanie przyjąć, a co odrzucić.
Uniosła brwi, nie rozumiejąc wiele z jego wypowiedzi. Czekała. Mężczyzna westchnął, jakby nabierał powietrza przed skokiem do wody.
- Nazywam się Loki, a to – wskazał ręką na swego towarzysza, który podszedł o kilka kroków. – jest mój brat, Thor.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była wręcz namacalna. Dziewczyna znała opowieści o dawnych bogach, była niezwykle wykształcona jak na kogoś swojego stanu, a teraz niemal widać było, jak jej umysł pracuje intensywnie, próbując odnieść się do usłyszanej właśnie prawdy. Miała wielką moc, za pomocą której czuła, że ich aura nie jest podoba do ludzkiej, więc nie mogła potraktować jego wypowiedzi jak żartu czy kłamstwa. Po nieskończenie długim czasie, gdy po prostu przyglądała się im beznamiętnie, przymknęła oczy i parsknęła śmiechem, wyrażającym całkowitą bezradność. Loki pomyślał przelotnie, jak dziwnie i groteskowo musiałaby wyglądać ta scena dla postronnego obserwatora – trzy postacie, stojące jak słupy na skraju drogi, niczym aktorzy z marnego teatru.
- Co mam zrobić? – Zapytała rozpaczliwie Jesmin. Nie chciała teraz zgłębiać pochodzenia swoich tajemniczych wybawicieli. To było tchórzostwo, tak, ale po prostu nie była gotowa na kolejne rewelacje. Otępiała po przeżytym szoku, przyjmowała sytuację ze skrajnym spokojem, skupiając się na praktycznych aspektach. Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia, przy czym na twarzy Thora malowała się pewna ulga. Podszedł bliżej i skłonił głowę z szacunkiem, jaki w ich ojczyźnie był przynależny magom. Speszona kobieta dygnęła przed nim głęboko.
- Panie, zaszczytem jest poznać cię. Wybacz, że zaniedbałam należnych  wyrazów poważania, jednak sytuacja przerosła mnie nieco. – Przemówiła dworskim językiem, mając nadzieję, że nauki, jakie pobierała nie poszły w las. Na twarzy jasnowłosego olbrzyma ujrzała uśmiech tak szczery i promienny, że ogarnęło ją nieodparte wrażenie, iż ma przed sobą małego rozradowanego chłopca, nie zaś rosłego mężczyznę.
- Ależ, moja droga. W niczym mi nie uchybiłaś. Proszę, darujmy sobie ceremoniały na środku pustkowia. Zwracaj się do mnie tak, jak do mego brata. Po prawdzie bardziej przywykłem do żargonu z pola bitwy, niż do pałacowych przemów.
Jego sympatyczna bezpośredniość podziałała rozluźniająco. Na twarzy Jesmin pojawił się nieśmiały uśmiech, nadal jednak wyglądała na nieco zagubioną.
- W tej chwili naprawdę jesteśmy pośrodku niczego, więc proponuję, żebyś udała się z nami w dalszą drogę, przynajmniej do najbliższej osady. – Zaproponował Loki szybko, wykorzystując chwilową poprawę nastroju. Dziewczyna spojrzała na niego badawczo.
- A potem?
- To zależy. - Zastanowił się chwilę. – Od tego, czego się dowiesz i czy zdecydujesz się wykorzystać tę wiedzę. – Przygryzł lekko wargę, jakby zastanawiał się, czy wypowiedzieć następną myśl. – Nie ukrywam, że są pewne sprawy, które budzą moją ciekawość. Twoja osoba. Twoja moc.
- Mamy więc wspólne zainteresowania. – Odrzekła, podejmując decyzję. – Oferujesz mi wiedzę, a to jedyna rzecz, jakiej nigdy nie potrafiłam się oprzeć.
- Ruszajmy więc! – Zadecydował Thor. Niejasne sytuacje męczyły go, więc z zadowoleniem przyjął fakt, że mogą w końcu podjąć jakieś działanie. Poza tym zgłodniał i wizja kolejnego zajazdu wydawała się niezwykle kusząca.

            Jechali już jakiś czas w całkowitym milczeniu, które bóg piorunów przyjmował z męczeńską rezygnacją. Najwyraźniej ich towarzyszka podróży wykazywała podobieństwo do Lokiego również w tym irytującym aspekcie. „Daj spokój” – zreflektował się, przypomniawszy sobie o tragedii, jaką niedawno przeżyła. W tej sytuacji można zrozumieć niechęć do prowadzenia konwersacji.
Jednakże to właśnie Jesmin przerwała ciszę. Rozmyślała intensywnie od dłuższej chwili i zdecydowała, że chowanie głowy w piasek nie zmieni niczego, a jedynie dłużej utrzyma ją błądzącą po omacku wśród domysłów.
- Czy naprawdę jesteście bogami? – Rozpaczliwa szczerość pytania na moment wprawiła ich w lekkie osłupienie. Nawet Loki nie spodziewał się, że dziewczyna zapragnie odpowiedzi tak szybko i konkretnie.
- Tak. – Odparł Thor, jadąc obok. Jego brat zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- To nie takie proste. – Zaczął. – Część mitów i tego, co myślicie o Asach jest prawdą, ale wiele jest też błędów i niedomówień. Zastanów się, co rozumiesz, mówiąc „bogowie”.
- Czy stworzyliście ludzi?
- Nie. – Uśmiechnął się smutno. – Nie jesteśmy też wszechwiedzący i wszechmocni. Nie wiemy, jak powstało dziewięć światów i nieskończona liczba wymiarów. Nie wiemy, czy ktoś je stworzył.
Jesmin pokiwała głową z zastanowieniem.
- Tak, muszę przyznać, że jakoś nigdy nie przekonywało mnie twierdzenie, że niebo nad nami jest wydrążoną czaszką olbrzyma.
- To chyba dobrze o Tobie świadczy. – Roześmiał się Thor. – Niektóre z waszych mitów są niesamowicie naiwne, choć muszę przyznać, że mają swoisty urok.
- Następne. – Odezwał się Loki.
- Czym jest to, co czuję, co oboje czujemy? – Zapytała, patrząc mu w oczy tak intensywnie, że osławiony Kłamca stracił nieco pewność siebie.
- Nie mam wszystkich odpowiedzi  - zaczął powoli. – ale wiem, że istnieje coś, co nazywa się „pokrewieństwem mocy”. Niewiele o tym wiadomo i dotąd nie spotkałem nikogo, kto tego doświadczył. Magia przybiera jednak różne formy i może po prostu czasem, raz na wiele milionów możliwości zdarzają się dwie identyczne aury. Byłoby to nawet logiczne, zważywszy na wspólne źródło, z jakiego wywodzą się wszyscy obdarzeni tym darem. Bardziej dziwi mnie fakt, że natężenie twojej mocy jest niezwykle silne, pomimo, iż jesteś tylko człowiekiem.
- Jak silne?
- To, co zrobiłaś dzisiaj… – zaczął i widząc wyraz twarzy dziewczyny pożałował tak niefortunnego doboru słów. Coś go rozpraszało, nie potrafił wykorzystać swojej „srebrnej mowy”, skupić się. – Wybacz mi, nie miałem zamiaru przysporzyć ci bólu. Chodziło mi tylko o to, że to był jedynie mały fragment tego, co mogłabyś zrobić, wykorzystując całą posiadaną moc. Zauważyłaś z pewnością nasze fizyczne podobieństwo. Natężenie tej energii jest tak wielkie, że wpływa na materialną formę, zarówno twoją, jak i moją.
- To znaczy, że jestem równie silna jak ty?
Zawahał się przez krótki, ledwie zauważalny moment.
- Tak, nasze energie są… porównywalne we wszystkich aspektach. – Odparł nieco wymijająco. Te słowa zrobiły na niej wrażenie. Nagle zapragnęła wiedzieć więcej, o wiele więcej… Zawstydziła się. Po tym, co nastąpiło powinna czuć wstręt do swoich mocy, ale jakoś nie potrafiła. To, co powiedziała wcześniej, było prawdą: posiadała niesamowite pragnienie wiedzy, którego nie mogła powstrzymać, nie mogła zaspokoić. Loki nieoczekiwanie pochylił się nad nią.
- Dowiesz się wszystkiego, obiecuję. – Wyszeptał jej wprost do ucha. Podniosła na niego zdziwione spojrzenie. Wyprostował się, jak gdyby nigdy nic i tylko w kącikach jego ust czaił się lekki uśmiech.
- Jeszcze jakieś pytania? – Zapytał na głos.
- Gdzie leży Asgard? – Wypaliła. Ta kwestia męczyła ją już od dłuższej chwili.
- Ojcze drogi – jęknął Thor. – naprawdę potrafisz bezbłędnie wybierać kłopotliwe pytania. – powiedział ze śmiechem – Cieszę się, że obowiązku odpowiadania na nie podjął się mój rozmiłowany w księgach braciszek.
Jesmin zakłopotała się.
- To naprawdę takie trudne?
- Nie tyle trudne, co skomplikowane. Chodzi o to, że ludzka wiedza jest jeszcze nie rozwinięta, na wiele zjawisk nie posiadacie odpowiednich słów. To jest miejsce, gdzie magia łączy się z niezwykle zaawansowaną nauką. - Loki musiał przyznać, że chociaż tłumaczenie tego typu rzeczy było nieco nużące, to w głębi serca pochlebiała mu rola autorytetu. Poza tym były powody, aby traktować tę kobietę inaczej niż tłumy zabobonnych Mitgardczyków i wyjaśnić pewne sprawy w przystępny, lecz zgodny z prawdą sposób.
- Asgard leży daleko, na drugim krańcu kosmosu. Gdybyś dysponowała umiejętnością lotu, twoje życie przeminęłoby sto razy, a i tak niewiele zbliżyłabyś się do tego miejsca. Istnieje jednak to, co nazywamy Yggdrasil. Nie jest on, wbrew temu, co mówią wasze legendy, ogromnym drzewem, ale czymś w rodzaju sieci, która przenika zarówno wszechświat materialny, jak i inne rzeczywistości. Wiesz coś na temat wymiarów?
- Tak, z opowieści. Istnieją różne światy, które czasem zachodzą na siebie, lub między którymi ktoś o wielkiej mocy może stworzyć połączenie. W ten sposób przywołuje się na przykład dusze zmarłych, lub inne istoty. – Starała się odpowiedzieć najlepiej jak potrafiła. Bogowie dysponowali o wiele rozleglejszą wiedzą niż jakikolwiek człowiek, którego znała, a mimo to podejmowali trud rozmawiania z nią i nie chciała wykazać się ignorancją. Loki widocznie był z niej zadowolony, bo pokiwał głową z aprobatą.
- Na szczęście coś tam wiesz. Te przejścia są możliwe właśnie dzięki połączeniu przez Yggdrasil, a z naszej perspektywy ich otwarcie jest stosunkowo proste, wielu ludzkich magów dokonuje tej sztuki, ze szkodą dla nich samych, ponieważ kontaktują się ze światami często zbyt dla nich potężnymi i niezrozumiałymi. Wymyśliliście nawet mądre powiedzenie na ten temat „Ne invoces expellere non possis”*. Co więcej istnieją pewne miejsca, gdzie przejścia mogą powstawać naturalnie, nazywamy je potocznie „korzeniami”. Trzy największe istnieją kolejno w Muspellheimie, Niflheimie i Asgardzie. O pierwszym z tych miejsc nie wiemy nic, władzę nad nim sprawują Thursowie, którzy nie żyją z nami w przyjaźni. Natomiast w pozostałych wpływ Yggdrasila jest tak silny, że zmarli i inne istoty z poza tej płaszczyzny są tam równie materialnie jak każdy z nas...
- Tak, a jeśli chodzi o poruszanie się w przestrzeni... – mruknął Thor, widząc, że jego brat zaczyna się rozkręcać i niedługo zacznie opisywać powstanie wszechświata, a dla dziewczyny mogło być to trochę za dużo. W gruncie rzeczy potok słów Lokiego wzbudził w nim nie pozbawione wyrozumiałości rozbawienie. Zawsze z oczami utkwionymi w księgach, z pędem do olbrzymiej wiedzy, młody książę wychowywał się jednak wśród wojowników, którzy na chęć rozmowy o tajemnicach i traktatach reagowali raczej dyskretnym ziewaniem niż uwagą, magowie natomiast nie uważali go za godnego dyskusji, bynajmniej nie ze względu na jego brak wykształcenia, lecz na młody wiek. Przemawiał przez nich wyłącznie snobizm, bowiem Loki, choć sam był jeszcze uczniem, przewyższał wielu z nich zarówno poziomem mocy, jak i wiedzą. Tak więc całkiem naturalne wydawało się z trudem skrywane rozradowanie, z jakim przyjął tak oddanego słuchacza jak Jesmin.
Teraz z trudem wyrwał się z podjętego wątku.
- No właśnie, już do tego zmierzałem. – Zreflektował się. – Portale łączące odległe punkty w przestrzeni są niezwykle trudne do osiągnięcia i ustabilizowania. Stanowczo wykracza to poza ludzkie możliwości, lecz kilka innych ras zdołało wybudować urządzenia umożliwiające podróż. To wymaga pracy magów, ale również wynalazców i konstruktorów, znajomości wielu dziedzin z zakresu działania wszechświata. Portale, czy też tunele – jest to zdecydowanie  bardziej właściwe określenie – można otworzyć jedynie na krótki czas, potrzeba bowiem sporego nakładu mocy i naruszenia tkanki rzeczywistości. Czy to, co mówię jest dla Ciebie zrozumiałe?
- Tak, w większości. – Odparła kobieta nieco oszołomiona. – Czy dla podróży w przestrzeni też istnieją... jak wy to nazywacie, „korzenie”? Chodzi mi o miejsca, gdzie przejścia mogą się tworzyć naturalnie?
- Nic mi o tym nie wiadomo. – Odpowiedział Loki bez zastanowienia. – Gdyby tak było, niosłoby to spore zagrożenie ze strony przypadkowych, bądź wrogich podróżników, a jak dotąd nic takiego nie miało miejsca.
- Chyba dojeżdżamy do jakiejś osady. – Wtrącił Thor, patrząc gdzieś daleko na linię horyzontu. Jesmin, pomimo, iż wytężała wzrok, nie mogła dojrzeć nawet śladu jakichkolwiek domostw. Zmysły Asów musiały być niezwykle rozwinięte w porównaniu z ludzkimi.
- Tak, powinniśmy zanocować. Pewnie czujesz się zmęczona i głodna. – Loki z niepokojem obserwował jej bladą twarz i sińce pod oczami. Nowe reakcje zaskakiwały go. Był naturalnie przyzwyczajony do troszczenia się o innych – lekkomyślnego brata, wrażliwą matkę i kilka tych stworzeń, z którymi w jakiś sposób związał go los. Jednak ta troska zawsze była trochę powierzchowna, prawdziwa, lecz nie dotykająca samej jego istoty, nieco... chłodna. Potrząsnął głową, starając się wymazać spod powiek obraz pospolitej, choć ładnej kobiecej twarzy i zagłuszyć głos w głowie powtarzający jak echo to okropne słowo. Chłód.
W szmaragdowych oczach Jesmin dostrzegł zdziwienie. Zobaczyła ją, wychwyciła to, mimo, iż on sam tego nie chciał. Zirytowało go to, a jednocześnie przestraszyło. Jakie rzeczy była w stanie wyciągnąć z jego głowy, myśli, lęki i pragnienia, których nie chciał nigdy nikomu pokazywać? W co on, do jasnej cholery się pakuje? Z trudem skupił się na rzeczywistości, przywołując cokolwiek sztuczny uśmiech.
- Zanim spotkamy się z ludźmi, powinniśmy zadbać, żebyś była trochę bardziej... dopasowana.
Zatrzymał konia i pomógł jej zejść. Kobieta zawstydziła się, wiedząc, że ma na myśli jej proste odzienie, żałośnie kontrastujące ze wspaniałymi okryciami bogów. Co jednak mogła zdziałać w tym względzie i to na bezdrożach?
            Zanim zdążyła zastanowić się nad sytuacją, lekkie skinięcie maga załatwiło sprawę. Poczuła, jak materiał na jej ciele jakby wije się, choć pozostawał nieruchomy. Struktura rzeczy zmieniała się, skręcała, przybierając zupełnie nową formę. Jesmin spojrzała w dół, oglądając bogatą, choć praktyczną podróżną suknię w kolorze zieleni tak głębokiej, że zdawała się niemal czarna. Podniosła wzrok na Trickstera i zaśmiała się perliście.
- W waszych bajkach o wróżkach dających nieszczęśliwym dziewczynom ładne ciuszki jest trochę prawdy. – Rzekł, również rozbawiony. Czasami banalne wydarzenie jest w stanie ukoić nerwową i smutną atmosferę i wymazać rozterki za pomocą prostej, choć krótkotrwałej radości. Teraz także napięcie i powaga ostatnich godzin opadły z nich niczym niesiony długo ciężar.
- Oto cały Loki. – Gromowładny wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Nie okazuj zachwytu, Jesmin, popisuje się swoimi sztuczkami.
- Przynajmniej nie siłą mięśni. – Odparował Kłamca. – To dopiero widok. Nastroszony kogut w czerwonej pelerynie.
- Każdy ma swoje sposoby. Mój akurat działa. – Thor nie dał się zbić z tropu, uradowany braterskimi przepychankami. – Ale jedźmy już. Ta biedna dziewczyna ledwo stoi na nogach.
- Akurat, chodzi Ci wyłącznie o napełnienie własnego żołądka i poklepanie paru babskich tyłków. – zauważył Loki, ale posłusznie wsiadł na konia, uprzednio usadzając na nim wyczerpaną kobietę. – Pamiętaj tylko, jak to się skończyło ostatnim razem. – Dodał złośliwie, spinając wierzchowca i wymuszając na bracie dotrzymanie tempa.


* Ne invoces expellere non possis [łac.] - Nie przywołuj tego, czego nie możesz pokonać

2 komentarze:

  1. Ojej kolejne opowiadanie o Lokim? Nieźle, nieźle widzę że fanki Lokiego i mitologii się rozkręcają :3

    Powiem Ci tak: Piszesz serio... niesamowicie. Bardzo rzadko zdarza mi się żeby ktokolwiek tak zachwycił mnie swoją umiejętnością dobierania słów, ale Ty to zrobiłaś. Aż się zastanawiam czy nie powinnam się zacząć od Ciebie uczyć tworzenia opisów XD

    I dziwi mnie fakt, że ludzie jeszcze nie rzucili się na Twojego bloga, obsypując go pochwałami. Po prostu nie mieści mi się to w głowie. No bo kurde... masz cholerny talent! I już tutaj, z miejsca, mogę powiedzieć że jak więcej napiszesz powinnaś poważnie pomyśleć nad wydaniem książki (oczywiścię proszę o dedyka na początek :D).

    Może jednak mam jedną, malusieńką uwagę. Otóż wprowadź troszkę więcej akcji, ponieważ nie wszyscy lubią tak długie i wyrafinowane opisy (to oczywiście jest komplement bo sama bym chciała tak dobierać słowa) i może ich to z lekka znużyć. Pamiętaj: im więcej się dzieje, a jednocześnie cała akcja zachowuje swój charakter i klase, tym bardziej innym się to podoba. No bo w końcu kto nie lubi zagadek i komplikacji?

    No i ostatni aspekt to wygląd bloga. Widzę tu prostolinijność jednak mimo wszystko powinnaś trochę popracować nad tym aspektem. Jak ludzie wchodzą na bloga to pierwsze co im się rzuca w oczy, to wygląd. Im jest on schludniejszy, ładniejszy tym wiecej z nich zaczyna czytać samo opowiadanie. Niestety człowiek jest takim stworzeniem dla którego zwykle wygląd jest na pierwszym miejscu, a treść schodzi na boczny tor. No, ale chyba rozumiesz o co mi chodzi ;)

    Tak więc pisz dalej, czekam z niecierpliwością na rozdział ;)
    No i oczywiście zapraszam do siebie :D

    Pozdrawiam,
    Mrs. Darkness

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie i dziękuję za komentarz. Niezmiernie mi miło, że Ci się podoba, taka entuzjastyczna ocena to wręcz za dużo szczęścia na raz :). Sama czytam Twoje opowiadanie i cenie wypowiedź osoby, która wie, jak to jest coś tworzyć. Potrafisz przez to konstruktywnie opiniować. Zgadzam się, że na razie w moim opowiadaniu jest mało akcji. Lubie opisy, ale poza tym musiałam się trochę rozkręcać, ponieważ nic nie pisałam od... bardzo dawna (a i to tylko do szuflady).
    Co do wyglądu bloga, to z pewnością w końcu go zmienię, ale zapewne postawię na minimalizm. W zamian planuję wstawić jakieś ilustracje, gdy tylko znajdę czas (i wenę) na rysowanie.
    Mam nadzieję, że ciąg dalszy, kiedy tylko powstanie, również przypadnie Ci do gustu. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w tworzeniu Twojego fanfica.

    OdpowiedzUsuń